A co do dorsza, to ciekawy ten wstępniak Kolendowicza. Aczkolwiek nie rozumiem dlaczego on obwinia tutaj UE za to, że działa nieskutecznie. I tak wprowadzono limity połowowe, tak zwane quotas, dzięki czemu rybak nie może łowić czego chce i ile chce, a to już wielki postęp. Jeżeli mieć pretensję do kogoś o fatalny stan pogłowia dorsza, to do samych siebie. Zauważam, że Polacy mają manię szukania kogoś lub czegoś, na co można zwalić winę. Ryb nie ma bo albo rybacy biorą, albo PZW nie zarybia (oszukująć i kradnąc ryby z zarybień), lub też paszowce z Danii wszystko wyczyszczą. Tak naprawdę to trwa wciąż rabunkowa gospodarka i ludzie nie potrafią się opamiętać. Zarówno ci co gonią za zyskiem jak i ci, co łowią hobbystycznie. Bo niby co, polscy rybacy dbali o pogłowie dorsza? Ci właściciele kutrów, co obsługują wędkarzy, to też niby dbali o jego populację? Śmiechu warte...
Prawda jest taka, że w Polsce mamy w małym poważaniu środowisko naturalne. Nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim, które dba o wspólne dobro, u nas myśli się o sobie. Dlatego tyle śmieci widać w lasach, stąd też smog, bo najważniejsze aby grzać jak najtaniej lub mieć gdzie spalić śmieci. Dlatego też tak się postępuje z rybami, eksploatuje się je na maksa. Najbardziej tragizm sytuacji widac w postępowaniu rządu. Szuka się inwestycji, na które dostać można unijne pieniądze. Chodzi to aby dostać kasę, na co - to się wymyśla na siłę. Będziemy więc kanałować i betonować nasze rzeki, w imię transportu rzecznego, na który nie ma w ogóle zapotrzebowania. Będzie się niszczyć przyrodę, piękno polskich rzek, aby była kasa na inwestycje, z których nic nie wyniknie. To chyba jedyny taki kraj w UE!
A sami wędkarze? Przecież u nas nie wiadomo jakie ryby pływają w naszych rzekach czy jeziorach, jak się te populacje trzymają, słabną, czy też ulegają wzmocnieniu. Wędkarze nie interesują się badaniami robionymi na rzekach czy wodach stojących, co lepsze, nie rozumieją jak ważne są tu rejestry połowowe i są za ich zniesieniem. Jest to na swój sposób niesamowite. I ci sami wędkarze narzekają na stan wód które łupią bezlitośnie. Czy można to nazwać mądrym postępowaniem? Ja wciąż widzę syndrom PRL-u u wielu. Jak ja coś robię źle, to jest to spoko, poza tym, to jest mała skala i nie ma to znaczenia. Ci co robią źle na 'górze' są problemem, bo szkodzą dużo więcej, a ja mogę.
Odnośnie zabierania ryb, to widzę tu duży związek ze zbieraniem grzybów. Polacy to urodzeni zbieracze grzybów. Te nie potrzebują związku grzybiarzy, zagrzybiania terenów leśnych, rosną same z siebie, wymagają tylko deszczu i dobrej temperatury, a więc pogody. Może wielu więc uważa, że z rybami jest podobnie? Same się uzupełniają i należy się im po prostu dostęp? Stąd te projekty jednej składki na Polskę...