Odkąd zacząłem nosić nad wodę zbyt dużo sprzętu, coraz bardziej ciągnie mnie do łowienia traperskiego, z chlebakiem, wędką i kawałkiem karimaty zamiast wygodnego fotela. W sobotę wziąłem parę drobiazgów, puszkę kukurydzy i poszedłem nad Dunajec na klenie. Mam taki kąt ze wstecznym prądem, kleniki biorą tam prawie jak ukleje. Niestety małe, nic ponad 30-35 cm jeszcze tam nie trafiłem. Ale zabawa jest przednia, brania są pod samą szczytówką, czasem widać jak w toni zbierają rzucaną kukurydzę
Na niedzielę zaplanowałem za to wyjazd na piękne, choć przetrzebione i oblegane stawy PZW. Obwieszony gratami polazłem w najdalsze odludzie z nadzieją, że nie spotkam tam nikogo. Trzysta metrów podejścia ścieżką jak w dżungli i byłem na miejscu. Odległościówka i picker z metodą, w planie płotki, leszcze. W strefie marzeń liny i karasie. Jednak ani plany, ani marzenia się nie spełniły. Gdy się rozkładałem, bokiem przeszła burza. Zaraz po tym się ochłodziło i dość długo kapało z nieba. Pierwsza sensowna ryba wpadła po dłuższym czasie-niewielki jaź, na zachętę. Ale po nim już tylko jazgarze i uklejki męczyły robaka. Zrobiło się szaro, zimno i sennie.
Koszyk do metody podawałem pod kępę grążeli, na haku oczywiście kukurydza, w podajniku czysty miks Sonu MMM. Ja też zaliczyłem dziś drzemkę nad wędkami, obudził mnie jednak dźwięk hamulca i telepanie wędki. Chwila dezorientacji-który kij łapać? Aaa, to picker, znów jakimś cudem nie poleciał do wody
Około dziesięć minut jazdy i chyba z dziesięć prób zagonienia ryby do podbieraka! Haczyk bezzadziorowy, żyłka główna i przypon 0,18, tyle okazji do spieprzenia tej roboty a jednak podebrałem! Karpia 76 cm podbierakiem 35x40 cm
Oczywiście maty też nie miałem, wybrałem się przecież na drobnicę!
Tak wygląda podbierak po wszystkim: