Jako że się wychowałem nad granicznym z Białorusią, to tylko mogę potwierdzić słowa Szpadla. Obecnie mieszkam w Warszawie i zdarza mi się łowić od czasu do czasu na odcinku w okolicach Warszawy, to nie jest ta sama rzeka co odcinek graniczny. Ryb dużo mniej, ludzi masakrystycznie dużo. Problemem w moich rodzinnych stronach jest aktualnie ogrodzenie i koncertina położone w ramach ochrony granicy. Ciężko znaleźć miejscówkę, z dojazdem autem też tragedia, wojsko jelczami drogi rozjeżdża i bez auta 4x4 ciężko dojechać gdziekolwiek w ciekawe miejsce. Można powiedzieć że nad rzeką siedzą tylko nieliczni miejscowi, którzy znają dojazd i wiedzą gdzie są dziury aby ominąć drut, często już zatopiony pod wodą. Ogólnie mówiąc nie łowię już w granicznym Bugu od kilku lat właśnie z powodów wymienionych powyżej, kiedyś cały urlop spędzałem nad tą rzeką, nawet dwa razy dziennie jeżdżąc motorkiem na ryby. Ogólnie łowiłem blisko brzegu, szukałem miejscówki o głębokości około 2-2,5 metra, płycej też zdarzało się łowić, ale nigdy nie szukałem miejsca z szybkim nurtem. Wyznacznikiem była zawsze jakaś zatoczka, powalone powyżej drzewa, to w takich miejscach grupowały się ryby spokojnego żeru, a jak one to i drapieżnik w pobliżu zawsze się znalazł. Aktualnie w związku z bardzo małą presją wędkarską odrodził się mocno sandacz, sum zawsze był, tylko trzeba wiedzieć gdzie go szukać.