Problem awarii jest i będzie. Tylko, że u nas dzięki temu, iż pozwolenia wodnoprawne pozwalają na awaryjne zrzuty przy nikłej odpowiedzialności za konsekwencje tych zrzutów, to powstała taka praktyka, że nagminnie się wykorzystuje wszelkie "awarie", nie patrząc na ewentualne szkody w środowisku. Wystarczy popatrzeć w necie i w orzecznictwie sądowym ile jest takich awarii w skali kraju.
Kwestii awaryjnego opróżniania np. wodociągu nie da się uregulować w pozwoleniu wodnoprawnym w sposób kompleksowy. Trzeba byłoby w przypadku wprowadzania ścieków do środowiska określić czasową ilość oraz jakość tych ścieków, co w przypadku awarii jest niemożliwe do określenia. Nie tylko nie da się w pozwoleniu wodnoprawnym określić miejsca wystąpienia tej awarii, ale i również ewentualnego odbiornika ścieków. Jednak prawo zezwala na zrzuty awaryjne, co oczywiście jest konieczne.
Jednak.... z góry zakłada się, że skoro jesteśmy kryci dzięki pozwoleniu wodnoprawnemu, w którym nie da się przecież określić jakie mają być procedury ochronne w przypadku awarii, a pozwolenie pozwala nam na zrzuty, to mamy w dupie ewentualne konsekwencje, gdyż zgodnie z prawem robimy wszystko legalnie. W praktyce oznacza to też w wielu wypadkach brak systematycznej kontroli stanu technicznego infrastruktury i prac konserwacyjnych.
Z jednej strony w przypadku wodociągów mamy gminę, państwo, a z drugiej zaś strony organy kontrolne tego państwa np. Sanepid, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Czy organy kontrolne państwa będą surowo karać gminy, inne podmioty państwowe ? Chyba nie
Zwykle jest "nie ma paniki", "przy dobrym wietrze rozejdzie się", "ilość i jakość ścieków nie spowoduje katastrofy ekologicznej". Taki kraj. W Skandynawii jest to troszkę inaczej uregulowane. Skąd to wiem? Mam w głowie akta pewnej sprawy
Najważniejsze jest aby jak najszybciej zakończyć zrzut awaryjny. Tylko co w praktyce oznacza jak najszybciej? Na to pytanie musicie sobie sami odpowiedzieć
Za to świetnie pamiętam jaki zapach niosła za sobą rzeka Ner np. w Lutomiersku! Poczytaj sobie o zakładach Boruta w Zgierzu pod łodzią i kolorach rzeki Bzura w tych czasach.
Też pamiętam Ner i Bzurę
Kiedyś zamiast ryb w czerwonej Bzurze pływały jeszcze.... zdechłe świnie. Piękny widok. Po wybudowaniu oczyszczalni w Aleksandrowie trochę się to zmieniło, ale jeszcze jest dużo do zrobienia. Jednak jak widać po tych wszystkich "awariach", to jeszcze dużo musi się zmienić w podejściu do ochrony środowiska, a i tak nigdy nie będzie u nas tak jak jest to uregulowane w państwach skandynawskich. Pomijam już inną mentalność. Wczoraj widziałem reportaż w którym jakiś gość wypowiadał się że będzie wcinał te ryby z Motławy
Lata komuny zrobiły swoje.