Witajcie koledzy (w większości) i koleżanki.
W dniu dzisiejszym wybrałem się na zabranie sprawozdawczo wyborcze w swoim kole w Wałbrzychu.
Opiszę wam moje odczucia:
Zebranie swój początek miało o godzinie 10. Na zebraniu było 24 członków koła plus 5 delegatów z kół innych tzw. "gości".
Oczywiście, jak na każdym zebraniu ustalony został porządek obrad. Nie będę się tu rozdrabniał i wchodził w szczegóły bo dużo by tu pisać.
Porządek obrad zawierał aż 29 punktów.
I tak lecąc od punktu do punktu przeszliśmy do sprawozdania finansowego, dalej do tego co zrobiono (informacje o zarybieniach itd), następnie wybór nowego prezesa koła, członków zarządu, sądu koleżeńskiego itp. Ale zanim doszło do zgłaszania kandydatur i wyborów była dyskusja. Dyskusja, ot co, najbardziej mnie interesująca i właściwie na nią czekałem.
Chciałem na niej poruszyć pewne kwestie, które mogłyby wpłynąć na rybność okolicznych wód i nie tylko. Chwilę przed dyskusją, delegat z okręgowego związku PZW opowiadał o zarybieniach, o łowieniu ze współmałżonkiem, o porozumieniach (głośno o Opolu). Wspomniał o wprowadzeniu zakazu wędkowania koło mostu "garbatego" na Kozielnie w określonym terminie, podobnie na jeziorze Bystrzyckim (odcinek od mostu żelaznego do wiszącego), wspomniał o górnym wymiarze ochronnym karpia wynoszącym 65cm (chyba na kilku łowiskach-niestety nie dosłyszałem) co ogólnie mnie ucieszyło, ale niestety zabrakło większej ilości gatunków ryb, dla których zostałby ustalony górny wymiar ochronny.
Podczas dyskusji zadałem jedno pytanie: Jakie są łowiska "No kill" w moim okręgu (Wałbrzych) i otrzymałem odpowiedź następującą: W naszym okręgu łowiskiem "No kill" są Pilce i odcinek Nysy Kłodzkiej (nie wiem dokładnie który). Na kolejne pytanie: Czy istnieją szanse na przystosowanie jeszcze jakiś łowisk dla "No kill", otrzymałem odpowiedź następującą i szczerze mnie rozczarowującą, otóż: Nie ma takiej opcji, ponieważ już teraz wędkarze (czyt. mięsiarze) zaczynają się awanturować, bo co im jeszcze zabronicie. Łowić? Zabierać ryby? To jak karta się zwróci?
Takie podejście związku mówi wszystko - nie ma sensu iść na kompromis i zadowolić wielu wędkarzy, przy tym jednocześnie zwiększając liczbę członków (dane z lat poprzednich mówią, że średnio 10-15 członków rocznie odchodzi z koła) bo po co? Ważne żeby nie stracić tych co są teraz - którym karta musi się zwrócić w postaci mięsa... Powiedziałem wprost, że smutne i martwiące jest takie podejście i powinniśmy nad tym pracować, aby to zmieniać. Dodałem także, że liczba członków maleje, bo wielu z nas nie ma po prostu tyle czasu na wędkarstwo co starsi koledzy i mimo chęci odstresowania się nad wodą, nie raz wraca o kiju i z poczuciem frustracji, że się płaci, a nawet normalnie połowić nie idzie...
Na następne pytanie nie było już szans, bowiem przewodniczący szybko przeszedł do kolejnego punktu, czyli wyborów.
Tu dostałem propozycję kandydowania do zarządu koła, ale na tą chwilę z niej nie skorzystałem (najpierw muszę zobaczyć z czym to się je), myślę, że przy następnej okazji na pewno nie odmówię.
Dalszych punktów nie ma co tu opisywać, ponieważ już nic istotnego miejsca nie miało.
Tak oto zakończyło się moje pierwsze zebranie w kole, po którym mam mieszane odczucia, chociaż są i te pozytywne, bowiem po zebraniu, kilka osób pochwaliło mnie za odwagę i poruszenie istotnej kwestii, a ponadto podzieliło również moje stanowisko i usilnie namawiało, abym do zarządu koła wstąpił, ponieważ potrzeba ludzi młodych, z pomysłem i chcących zmian.
Zobaczymy co to będzie