...swój połów wypuszczają...
Nasi ichtiolodzy w odmianie rybackiej ustalili przecież, że wypuszczona ryba nie ma żadnych szans na przeżycie, a jeżeli np. w UK łowi się po wielokroć te same ryby, to tylko ze względu na reinkarnacyjne koło rybich wcieleń.
Zasadnicze przesłanie tekstu jest oczywiście ideologicznie słuszne: wędkarz to zwyczajnie i nieodmiennie rybak - niekiedy sprytnie zamaskowany, ale zawsze w najbardziej agresywnym i zawziętym wydaniu! Taki Adam Sikora, Bob Nudd, John Wilson czy Martin Bowler to po prostu przodownicy rybaccy, a "pozyskiwanie ryb" celem "spożycia" stanowi esencjalną składową wędkarskiej motywacji.
Pewne fragmenty budzą jednak poważne wątpliwości. Czytamy oto, że w nieodległej przeszłości "nieodpowiedzialnie prowadzona, niezrównoważona komercyjna gospodarka rybacka miała znaczny udział w degradacji ekosystemów wodnych, często doprowadzając do wyginięcia lub zaburzenia struktury lokalnych populacji ryb". Przecież gdyby tak było, Pan Kotwic nie omieszkałby nas o tym powiadomić i nie przemilczałby niechlubnej roli "komercyjnej gospodarki rybackiej" np. w postępującej od wielu lat mazurskiej degrengoladzie jeziorowej.
Za niefortunne uznać również wypada uwagi, że choć "rybactwo śródlądowe weszło w kolejny etap rozwoju", rybacy zawodowi to nadal nie "aniołki", a niektórzy użytkownicy rybaccy są "nieuczciwi i krótkowzroczni".
Najważniejsze wszkaże jest chyba to: "musimy posiłkować się rybactwem śródlądowym, gdyż nie każdy chce jeść styropianową pangę" (Duńczycy, Belgowie, Czesi czy Słowacy najwyraźniej chcą jeść pangę, ale to dziwne narody). Oto np. "Pani Janina Kowalska" (l. 72) chętnie "zjadłaby płotkę albo leszcza, a może nawet kawałek szczupaka" i właśnie "po to są rybacy aby Pani Janina mogła sobie kupić tą rybkę". Pozdrawiając serdecznie Panią Janinię, zalecamy życzliwie, by odpuściła sobie "tą" rybkę ze względów gramatycznych