Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi. Mam świadomość, że w pewnych sytuacjach (nawet w większości) tyczka będzie rozwiązaniem najlepszym. Napiszę jednak od razu – w moim przypadku nie chodzi o kwestie finansowe lecz zdrowotne. Mam zwyrodnienie kręgosłupa i łowienie na tyczkę (przynajmniej taką typowo seniorską - 13 m) nie wchodzi w rachubę. Nie myślę także o jakimś zaawansowanym wyczynie. Na chwilę obecną interesuje mnie wędkowanie na poziomie pozwalającym na powtarzalne zajmowanie wysokich miejsc (1-4) w kole, a w razie wyjazdu na zawody okręgowe ulokowanie się w okolicach połowy tabeli wyników. Po prostu chcę odtworzyć swój „performance” z dawnych lat i zastanawiam się, czy będzie to możliwe bez użycia tyczki. Mimo wszystko zdrowie jest dla mnie najważniejsze a wędkarstwo to tylko hobby.
Na zawodach na szczeblu koła moim zdaniem tyczka nie jest aż tak konieczna, by coś ugrać. Tutaj raczej to czysta zabawa i poziom jest zazwyczaj dość niski, chyba że należysz do jakiegoś koks koła. Natomiast jeśli chodzi o zawody okręgowe plus, tu już tyczka jest raczej niezbędna, by myśleć o osiąganiu dobrych wyników. Niestety u nas na zawodach wyższego szczebla 80% łowienia to tyczka. Tak naprawdę łowiska, na których odległościówka góruje nad tyczką, można wyliczyć na palcach jednej ręki. Są osoby przynajmniej w okręgu katowickim, które osiągają dobre wyniki bez użycia tyczek, ale jest to margines.
Koło, którego obecnie jestem członkiem, chyba raczej nie jest „koks kołem”. Z tego, co zdążyłem się zorientować (a do koła należę od kilku miesięcy), w zawodach spławikowych (mistrzostwa koła, zawody z cyklu GrandPrix) bierze udział zazwyczaj około 10 osób. W tym gronie 3 osoby posiadają tyczki z pełnym osprzętem + kombajny a pozostali łowią zwykłymi ok. 4 m wędkami teleskopowymi z kołowrotkami, siedząc na składanych stołeczkach i mieszając zanętę w 5-10 L wiadrze po farbie. Zawody najczęściej wygrywa któryś z tyczkarzy, ale często zdarza się, że 2 lub 3 miejsce zajmuje wędkarz bez tyczki. W tym roku podczas jednych zawodów na wodzie stojącej doszło nawet do niecodziennej sytuacji – „zwykli” wędkarze pokonali tyczkarzy (tyczkarze zajęli: 2, 4 i 7 miejsce).
W tym roku w kole znalazła się moja osoba, łowiąca batem na rzece i matchem na wodzie stojącej, co wzbudziło spore zainteresowanie zarówno tyczkarzy jak i „zwykłych” wędkarzy.
Faktycznie na większości naszych "rybnych" łowisk tyczka swoją dokładnością, precyzją łowienia i nęcenia, możliwością stosowania radykalnie odchudzonych zestawów będzie jedynym skutecznym narzędziem gwarantującym dobry wynik w zawodach. Niestety wielu zawodników tak uwierzylo w niezawodność tej metody , że zupełnie odpuścili pozostałe. Niewielu potrafi sprawnie i skutecznie posługiwać się matchowka lub batem
Mam podobne odczucia w odniesieniu do tyczkarzy z naszego ( i nie tylko) koła. O ile dobrze zauważyłem, oni na zawody nawet nie zabierają innych wędek (poza uklejówkami). Miesiąc temu brałem udział w spławikowych zawodach towarzyskich z udziałem osób z naszego koła oraz 7 kół „zaprzyjaźnionych”. Niestety łowisko zrobiło małego „psikusa” – ryby dobrze brały w zasięgu tyczki tylko na 10 pierwszych stanowiskach, na pozostałych kilkunastu trzeba było łowić dalej. I na tych kilkunastu miejscach tylko 3 osoby (łącznie ze mną) łowiły matchem. Jako ciekawostkę dodam, że po rozpoczęciu łowienia (a matchowałem od początku) sąsiad spojrzał na mojego wagglera w wodzie (20 m od brzegu) i zapytał – ty tak daleko zanęciłeś? Ja na to odpowiadam: tak. Sąsiad na to: dorzuciłeś tak daleko? Ja na to: nie, nęciłem procą. Wtedy do sąsiada odezwał się kolejny zawodnik – „widziałem kiedyś na zawodach w Czechach jak tak nęcili”.