Problem polskich wód jest wynikiem właśnie pewnego 'unikatowego' do nich podejścia, wymyślonego przez rybackich naukowców z UWM i IRŚ. Dla nich górny wymiar ochronny, czego nie chcą przyznać, oznaczałby poleganie na tarle naturalnym i ochronie tarlisk, co jest równoznaczne z mniejszym zapotrzebowaniem na zarybienia i produkcje ryb. A co to oznacza? Woda się prowadzi sama, nie potrzeba tych wszystkich gości co odławiają, rozmnażają i hodują ryby. Jednym słowem polski naukowiec chce za wszelką cenę udowodnić, że jest on potrzebny wodom w takiej postaci właśnie jaką mamy.
Tak, wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych może zmienić coś w ichtiofaunie, jednak ja nie widzę tutaj wielkiej ilości minusów. O ile dla rybaka takie podejście jest trudne do wykonania (ryby w sieciach zdychają często, zwłaszcza jak jest cieplej, zanim się je odłowi) i nieekonomiczne - bo kto chce kupować duże szczupaki, ryba do sprzedaży to coś w przedziale 1-3 kg, to dla wędkarzy jest jak najbardziej zrozumiałe. Zadziwia więc zamknięcie się na potrzeby wędkarzy, których liczba szacowana jest na około 1.5 miliona, a skupianie się na rybakach, których jest kilkuset. Na dodatek Polska nie posiada wszędzie wielkich jezior, te, są na mniej niż połowie terytorium kraju. Dlatego tym bardziej podejrzane jest to, że nikt nie chce wypracowywać systemu gospodarki wędkarskiej, która by spełniała oczekiwania wędkujących właśnie. Goście z Olsztyna już dawno powinni uruchomić kierunek na studiach który nie byłby związany z rybactwem ale z ichtiologią, prowadzeniem łowisk. Tu też mamy zakute łby. Bo jak dla mnie pracy dla ichtiologów jest od groma. Czy musi się ona wiązać z rybactwem tylko? Oczywiście, że nie. Polska traci wiele na braku turystyki wędkarskiej, można tutaj zrobić naprawdę wiele. Mój znajomy łowił na Jarosławkach latem. Połowa łowiska zajęta przez Holendrów, po nich czy przed nimi mieli się pojawić Niemcy. Nie uderzali oni na tak wychwalane łowiska PZW na Mazurach, ale na komercję. Kilku gości stać było na opłacenie całego łowiska... Niestety, taki Kotwic z Rybalem nie wiedzą i nie rozumieją, ile można zarobić na takich karpiarzach
Ja też pamiętam, jak wszystko było pozajmowane, po prostu kosmos!
I tutaj właśnie należy wspomnieć o roli PZW. To właśnie przez władze związku pielęgnuje się pogląd o słuszności gospodarki rybackiej zwaną zrównoważoną lub, zaraz mnie trafi, racjonalną
PZW powinno dawno już wypracować odpowiedni układ, który wcale nie musiałby oznaczać ze zrezygnowania z działalności sieciowo - smażalnianej. Jest to zaiste dziwne, że trwamy w takim pacie. Jak dla mnie wyjaśnieniem jest nierozgarnięcie członków ZG PZW i działaczy oraz to, że wielu z nich nie jest wcale wędkarzami, oni po prostu pracują w PZW i kombinują jak zadziałać aby nie utracić stołków.
Tłumaczenia okregu mazowieckiego są śmiechu warte, jest to typowe odwracanie kota ogonem. Bo normalny człowiek mógłby zapytać, co za patałachy tam siedzą i za co mają płacone. PZW powinien prezentować interesy wędkarzy przede wszystkim, niestety, prezentuje głównie on interesy działaczy, czyli tych, co są przy korycie lub chcą się do niego dopchać. Przeszkadza też w tym wszystkim struktura PZW, bo okręgi prowadzą własną politykę. Są takie jak Opole, gdzie wędkarzy się słucha bardziej, są też takie jak OM, gdzie słucha się pana Bedyńskiego i spółki. Dlatego nie widzę możliwości aby normalnie zreformować PZW. Ten twór albo powinien upaść, ewentualnie powinnno się pozwolić na samodzielność okręgom. Im mniejsze struktury, tym więcej wędkarze mają do powiedzenia.