Nie wiem co masz na myśli pisząc wcześniej frazesy.
Ja swój wcześniejszy post oparłem o trzy rzeczy:
1) Własne doświadczenie rodzicielskie,
2) Obserwacje poczynione w towarzystwie innych rodziców
3) Wiedzy i doświadczeniu zawodowym żony (pedagog szkolny) oraz bliskiego kolegi (terapeuta dla dzieci i młodzieży w ośrodku leczenia uzależnień).
Jako ciekawostkę dodam, że miałem w pracy zgłoszenia kiedy dzieci w wieku 7 lat decydowały się na ucieczkę z domu, co podważa nie co teorię o bezwarunkowym wskoczeniu za rodzicami w ogień w wieku kilku lat.
Co ciekawe doświadczenia mojej żony jak i kolegi zawsze wskazują jeden wspólny mianownik - brak czasu dla dzieci. Okazuje się że jest to najbardziej destrukcyjne, gdy na wczesnym etapie życia dzieci nie otrzymują wsparcia, miłości i zainteresowania. Wszystko co dzieje się potem jest pochodną braku miłości.
Przyznam szczerze że ciarki mam na plecach gdy widzę rodzica i wałęsające się za nim dziecko które idzie w odległości 10 metrów za nim i widzi tylko plecy taty/mamy.
Ci co bogatsi mają też ciekawy patent, bo zapewniają od poniedziałku do piątku zajęcia popołudniowe dzieciom (taniec, basen, angielski itp) kosztem wspólnego czasu na spacer i wspólną zabawę. Kiedyś jedna matka wprost mi powiedziała, że jej dziecko zaczyna zajęcia w poniedziałek a kończy w sobotę bo jest jej tak wygodnie...
Żona mówi mi, że często słyszy w gabinecie od dzieci szkolnych że taki układ je wykańcza fizycznie (rano szkoła - popołudniu zajęcia) ale przede wszystkim emocjonalnie. Bo nie ma kiedy porozmawiać z rodzicem, nie mają wspólnych wyjść. Niestety, jest tu brutalna prawda, ale dla wielu osób dzisiaj dzieci są ciężarem i "złem koniecznym".
Ze wszystkim zgoda, końcowa treść to właśnie ten kiepski znak naszych czasów, gdy rodzice się czegoś dorobili (tu w cudzysłowie, bo to różne levele dla różnych osób), ale teraz spełniają swoje jakieś chore ambicje za pomocą dzieci, myśląc, że jak zawalą dzieciom tydzień zajęciami po szkole (pianino, skrzypce, języki itd) to to dziecko będzie mądre. Nic bardzo mylnego, a przypadki kompletnej destrukcji człowieka z chorymi ambicjami rodziców również znam, dziecko zajęty miało czas od 7-21 dzień w dzień, 4 języki, skrzypce, pianino etc-obecnie po znajomości załatwiony etat w państwówce, za niewielkie pieniądze, aby z domu wyszła, bo głęboka depresja, próby samobójcze itd. Po prostu przepalenie styków.
Co do "frazesów" to miałem tylko i wyłącznie na myśli to, że gadasz dobrze, ale dzieci masz jeszcze małe. One są teraz na etapie, gdzie masz dużo do powiedzenia, za 5 lat będzie to wyglądało inaczej-oczywiście dalej rodzic jest decyzyjny, ale po dziecku już widać znaczny wpływ środowiska. W sumie dobrze, bo izolując je od niego pogorszamy tylko sytuację. Moje dzieciaki mają w zasadzie pełny luz co do spotkań ze znajomymi, wyjść na rower z kolegami/koleżankami, wakacyjnych zabaw poza domem etc. Są bardzo zdolne, natomiast nie zawsze idealnie przygotowane do zajęć itp, nie klepię z nimi jak inni rodzice, oceny moich dzieci są...moich dzieci, zawalą, dostają kiepską ocenę, potem staram się wyciągać konsekwencje itp. Nie ciśnieniuję się jak połowa mamusiek w klasie na oceny swoich pociech i siedzą z nimi popołudniami, odrabiają za nie lekcje, za prace domowe piątki, a na sprawdzianach lub pracy na lekcji dzieciaki nie kumają. Ma to również swoje konsekwencje, dzieciaki moje potrafią dość dobitnie wyrazić swoje zdanie jeśli wiedzą, że mają rację, co czasami nie podoba się nauczycielom, którzy jadą tokiem nauczania dla wszystkich jednakowym (tu szacun dla jednej nauczycielki angielskiego, córa odstaje "in plus" od klasy, a Pani świetnie z tym sobie radzi angażując ją w testy z kolejnych klas, przygotowuje dodatkowe materiały, olimpiady) no i czasami są narzekania nauczycielskie, że dyskutują. Staram się ich uczyć "życia" a nie wiedzy "papierowej", uczyć zaradności, a nie wkuwania bezmyślnie treści, mają pozakładane konta, karty zbliżeniowe do płatności, uczą się zarządzania swoimi pieniędzmi-efekty są świetne, widać jak pięknie działa otwarty umysł u dzieci, że nie jest jeszcze zindoktrynowany. Dziecka w bańce się nie zamknie.
Wracając do tematu, filmików etc-to jest tylko teoria...ta z praktyką nie idzie jak równy z równym, więc trzeba wszystko równoważyć. Jak to w życiu.