Grzesiek, jak zaczniemy drążyć temat, to możemysię zapytać - dlaczego więc rybacy nie działają pod wędkarzy? Ja już trąbiłem wielokrotnie, że jeżeliby zaczęli zarybiać i pilnować wody, łowiąc co nieco, a skupiając się na spełnianiu wędkarskich potrzeb, mieliby się jak pączki w maśle.
Więc o co chodzi? Prawdopodobnie jest kilka przyczyn:
1. Operat rybacki, przepisy prawne, opinie ichtiologów i ich skostniałe spojrzenie. Operat musiałby być zmieniony, co wymagałoby opini ichtiologów. Niestety, Ci z IRŚ sa bardzo mądrzy, może wędkarzom laikom są w stanie zaimponować wiedzą - ale ogólnie nie mają wziji na to aby poprawić sytuację w Polsce. Teraz znaleźli sobie wymówkę - są to kormorany, zanęty wędkarskie i sami wędkarze, zawsze coś się znajdzie co im przeszkadza. Ale tutaj powinno się ich rozliczać z wyników. Skoro Czesi mogą mieć tak rybne wody, a ludzie z głodu tam nie umierają, i nie muszą robić kotletów mielonych z krąpi - to znaczy, że oni idą dobrą drogą. Ja wcale nie twierdzę, że rybaków trzeba pozbawić pracy - raczej mowa jest o przebranżowieniu. Operat rybacki powinien zakładac możliwość zmiany pewnego kierunku, a naukowcy powinni wręcz pomagać w robieniu czegoś takiego.
2. Brak wizjonerów w IRŚ. Niestety, to naukowcy powinni być na czasie, i dopasowywać zdobycze techniki, nowe technologie, do tego czego chce społeczeństwo. Polityka wyżywienia narodu to przeżytek, i powinna być zastąpiona polityką zaspokojenia potrzeb narodu. A tymi są już nie żywność tylko, a głównie rozrywka, relaks, odpoczynek. Gdyby właśnie w Olsztynie zrozumiano tę różnicę, to byłoby juz bardzo dobrze. Co mnie ciekawi - to fakt, że oni muszą widzieć, jak bardzo skurczyły się ich wpływy w ciągu ostatnich 20 lat. Zawód ichtiologa rybackiego - to coś co jest niepotrzebne w Polsce. Rybaków nie przybywa, ilu więc ichtiologów trzeba? Zostaje chów i hodowla ryb.
Ale gdyby zaczęto prowadzić program zaspokojenia potrzeb społeczeństwa, a więc półtoramilionowej rzeszy wędkarzy chociażby, to wtedy prestiż uczelni by wzrósł, byłoby o wiele więcej miejsc pracy dla ichtiologów, to oznaczałoby tez fundusze dla uczelni. Ale oni wiedzą lepiej. Siaty, siaty, siaty...
Co gorsza bez nowych badań, wskazówek, opracowań - trudno o zmiany prawne. Polscy naukowcy według mnie są zacofani jeżeli chodzi o wędkarstwo. Korzystają z badań sprzed kilkudziesięciu lat, nie uwzględniają wielkiego postepu technicznego jaki dokonał się na Zachodzie, a jaki teraz następuje u nas. Nie maja pojęcia jak taka Metoda czy nwowoczesne produkty - fluorocarbony, przynęty imitujące żywe, zanęty na mączkach itp rzeczy daja małe szanse rybom. Nie wiem ilu ichtilogów z IRŚ łowi ryby, jeżeli są to mam wrażenie, ze ich poziom wędkarski jest taki jak poziom sklepów wędkarskich na Mazurach. Nie maja pojęcia o tym co wchodzi do Polski. Jeżeli będą więc bazować na tym, co się wydarzy za pięć lat, to możemy sobie tylko współczuć. Potrzeba nam wizjonerów, tych co potrafią przewidzieć co się może stać, nie zaś płakania nad rozlanym mlekiem i robienia naukowych dywagacji 'po czasie'. IRŚ powinien mieć właśnie jakąś katedrę związaną z wędkarstwem, prowadzeniem łowisk komercyjnych, tak jak jest to na zachodzie. Jeżeli kształciliby nie tylko ichtiologów, ale takich menadżerów łowisk - to wtedy ilość prac naukowych 'na czasie' byłaby większa. Póki co mogą bazować na tym co napisano głównie za granicą. Czyli nie rozumieją tego co się wydarza w Polsce, al podpierają się badaniami ichtiologów z innych krajów. Dziwne, co?
3. Rybactwo to szara strefa. Nie wiem dlaczego tutaj się milczy - ale rybacy to chyba jedna z nielicznych już grup zawodowych w Polsce, gdzie nie ma takiego rozliczania z dochodów. Węgorz jest swoistą walutą lokalną, i rybacy nie muszą mieć żadnych kas fiskalnych. Pokażą na papierze ile złowili, część połowu zawsze można upłynnić na lewo. Zawsze tak było i nie wierzę w uczciwość rybaków. Sprzedawanie pozwoleń to już inna sprawa, trzeba działać legalnie i się rozliczać, kto wie, czy spółki rybackie nie chcą w to bardziej wchodzić, aby uniknąć jakiś kontroli? Kto wie, czy jeżeli stworzono by miejsca gdzie łowi się ryby tylko wędką, to wtedy musieliby oni wyjść poza pewne ramy 'normalnej' działalności?
Bo wyobraźmy sobie rybaka, co wieczorkiem opróżnia węgorzowe pułapki, i z takimi 50 kg węgorza spływa z wody. Kto go kontroluje? Jeżeli wędkarze nie mają kontroli, to czy rybacy mają? Przecież NIK wyraźnie pokazał w swojej kontroli na Mazurach, że sprawdzone załogi rybackie nie miały papierów wykazujących połów w porządku. A zresztą, wyobrażacie sobie aby rybak wpisywał ile węgorzy złowił? Jak ma ich 200 - to ktos je da radę policzyć
Konia z rzędem temu, kto podoła takiemu zadaniu