Ostatnio znów bawiłem się lekkim feederem z metodą, na klubowej gliniance. Pogoda zmienna, to i brania zmienne. Niedawne ochłodzenie przed weekendem dało się we znaki, bo ryby brały bardzo sporadycznie i delikatnie. Zostałem nawet ponad 2 godziny po zmierzchu, ale świetlik na szczytówce wskazał ledwie jedno zdecydowane branie i tyle. Kolejnym razem było już cieplej, co od razu dało się zauważyć po braniach. Kilka krąpi, ładna płoć i trzech "zielonych" urozmaiciło zasiadkę.
Przy okazji zarzuciłem karpiówki w miejsce, które regularnie nęcę co kilka dni. Proste i skuteczne zestawy (czyli tak jak lubię), posłałem z pva-kami pod rosnące w wodzie wierzby.
Po 2min silny wyjazd ze szpuli, pomimo dość mocno przykręconego hamulca i coś po drugiej stronie wędki pokonuje mnie z kretesem. Poluzowanie zestawu na 5min nic nie dało, hak pewnie wbity w kołki. Zrywanie żyłki 0,40mm z leadcorem bezrdzeniowym i przyponem z plecionki 35lb dało mi do zrozumienia, jak silny jest to zestaw. W obawie przed wyrwaniem rolki z kołowrotka, owinąłem żyłkę wokół patyka i przeciągnąłem kilka metrów do siebie, zrywając przypon przy węźle od pętli. Byłem pewny urwania żyłki, a tu taka niespodzianka. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia ryba, która uczy mnie pokory
. Kto sieje, ten zbiera...