Dziś i ja zaliczyłem pobyt nad wodą.
Niestety sobotnia 2 zmiana w pracy pokrzyżowała mi plany na nockę.
Zatem wybrałem wariant awaryjny i ponownie odwiedziłem komercyjną łowisko.
Zająłem stanowisko i zacząłem łowić o godz.7.00
Przez pierwsze 2 godziny doczekałem się 2 brań i obydwa skończyły się utratą przyponu
No tego jeszcze nie grali. Takiej historii jeszcze nie miałem.
W końcu nastąpiło przełamanie i na macie zameldował się przepiękny karaś sr. 1,55 kg i mój nowy rekord :
Później zameldowały się 2 karpie ok 3,0-3,5 kg. i kolejny przestój.
Miłą bardzo niespodzianką było złowienie takiego malucha, ale za to jak uroczego.
Karaś złocisty w całej krasie :
Życzenia do złotej rybki
i do wody.
Nie byłbym sobą gdybym jak zawsze nie zwracał uwagę na świat zwierzęcy.
Pochłonęło mnie obserwowanie ważek, chyba z szkodą dla łowienia.
Tracę kolejną dużą rybę, po dłuższym holu - tym razem dla odmiany spinka.
Robię się nerwowy
Kolejny karp na macie - ten ok.4,0 kg i łowimy dalej.
Ok. godz. 13.00 następuje branie na jednym z zestawów i toczę długą walkę z nieznanym przeciwnikiem.
Woda jest tak mętna, że nie sposób dostrzec ryby przed podciągnięciem pod powierzchnię.
Trzyma się twardo, by w końcu mignąć pod powierzchnią. Teraz już wiem, że mam na wędce amura.
Kapituluje jednak i udaje mi się go zmieścić do kosza podbieraka.
Około 90 cm i 7,00 kg. Tym razem nie mam przyjaznego fotografa w okolicy.
W takich warunkach "cykam" zdjęcie jak się da
Do godziny 16.00 łowię jeszcze kilka karpi, z których żaden "na oko" nie przekracza 4 kg.
Znużony słońcem
kończę łowienie.