Dobowa zasiadka i tym samym doba testów dobiegła końca.
Brań było kilka. W zasadzie tylko jedna ryba wyholowana.
Po kolei. Pierwsze branie i to dość delikatne (wyglądało typowo leszczowe) ale pudło. Drugie branie mocne, karpiowe, zacięte w tempo, ale spadł. Po zwinięciu zestawu okazało się, że puściła omotka łącząca krętlik z przyponem. Zmiana amortyzatora z "zacisku" żyłkowego na zacisk wykonany z plecionki. Po jakimś czasie energiczne branie, hol dość krótki, ale spinka w odległości 5, 7 metrów od brzegu. A był to piękny karp, pełnołuski. Hmm aż trzy(!) błędy z mojej strony - amortyzator wybacza błędy, ale nie wszystkie. Pierwsze to wędzisko podczas holu w pionie zamiast w poziomie, drugie to zbyt gorąca głowa, za szybko chciałem mieć rybę na brzegu i na szybko przekładałem podbierak z jednego końca stanowiska na drugie. Wniosek z tego ostatniego - podbierak ma być w wodzie, w miejscu lądowania ryby.
Około 20 pojawiło się (jak się później okazało) bardzo dziwne branie. Podczas holu karpia, na wędce z "metodą" pojawiła się sygnalizacja brania do brzegu. Myślałem, że to karp plącze zestawy (było już ciemno), ale po umieszczeniu karpia w podbieraku zacząłem zwijać drugą wędkę i jak się okazało - coś wisiało na haku. Ale się spięło. Powód - nie wiem. Rano, około ósmej po delikatnym braniu zacięty mikro-leszcz długości 20 cm. Później przez resztę zasiadki kilka otarć i na tym się skończyło.
Na załączonym zdjęciu podajnik do "cięższej" metody z ukrytym na szybko amortyzatorem.