Wydaje mi się, że obraz tego, że gdy prywaciarze przejmą np. jakiś las to wytną go w pień, jest niekoniecznie właściwy.
Przecież gdyby tak było to większość prywatnych wód byłaby pustynią. A jest z goła ineczej.
Oczywiście znajdzie się turbogłupek, który przejmie jakąś wodę, przeleci siatami i zostawi ugór. Ale to raczej promil. Znakomita większość po przejęciu wody zrobi z niej wodę stowarzyszenia, komercję czy staw hodowlany. A tam o bezrybiu mowy nie ma.
Przede wszystkim pierwszym problemem jest wielkość obwodów rybackich na rzece. Jezeli Odra w okręgu opolskim to dwa obwody, to znaczy, ze ktoś będzie miał do wzięcia 30-40 kilometrów rzeki. Cena za to mała nie będzie, i bardzo możliwe, że wejdzie tu rybak, który wcale nie musi być zainteresowany wędkarzami lub prowadzić mądrą gospodarkę. Ryby jest w Odrze sporo, więc miałby co łowić. Czy rybostan by się wzmocnił?
To samo dotyczy innych wód, gdzie rybacy mogą niczym feniks z popiołów się odrodzić. Zaporówki czy spore zbiorniki to łakomy kąsek. Wiadomo co będzie dalej...
Kolejny argument jest następujący. Jeżeli mamy teraz dobre komercje, to funkcjonują one na pewnych zasadach, ale podstawą jest tu prawo własności - to są prywatne wody w większości. Więc ktoś może tu inwestować wiedząc, że nikt nie wytnie mu żadnego numeru. A teraz wyobraźmy sobie, że mamy 10 letnią umowę, i nie mamy wcale pewności, że ją przedłużymy. kto będzie tu inwestował mocno? No właśnie. Raczej nie będzie tu wielkiego zaplecza, bo nikt nie będzie ładował kasy w niepewną inwestycję. Dlatego wielu raczej będzie nastawiało się na zysk szybki. Do tego właściciel komercji często ogradza swój teren aby było łatwo go pilnować, tutaj więc musiałby się liczyć z kłusownictwem. To oznacza nakłady na pilnowanie wody, dość spore. Więc i ceny za wędkowanie niskie być nie mogą.
Ogólnie więc może być tak, że w wielu rejonach wędkarz eprzejmą zaledwie część wód PZW, swoje wezmą rybacy, swoje ci co chcą stworzyć komercje, no i będą też tacy, co nie będą się pieprzyć, i wezmą wodę dla siebie, bo mają kasę. I będzie zakaz wędkowania.
Czy to się opłaci? Wg mnie nie. W takim UK jest postawa obywatelska, więc i wędkarze umieją się zorganizować. W Polsce to będzie raczej trudne. Spodziewam się, że w okręgu opolskim ludzie staną na wysokości zadania, i wody no kill znajdą wędkarskich użytkowników, ale inne rejony Polski? Wędkarze tak naprawdę nie umieją współpracować, wszystko mieli podkładane pod nos (kiepskie - ale podstawiane), do tego nauczyli się wody łupić bezlitośnie, bo ryby sa po to aby zabierać przecież. I ci ludzie mieliby przejąć wody? To jak liczyć, że kilkunastoletni dzieciak poradzi sobie sam w życiu bez pomocy innych, nie mając pracy, mieszkania itd. W wielu wypadkach nic z tego nie wyjdzie. A przejęcie wód to spore ryzyko utopienia kasy, bo koszt zrobienia operatu może się nie zwrócić jak wygra ktoś inny. Do tego przetargi odbyłyby się za jednym razem, więc nie będzie dużych organizacji wędkarskich, mogących tu startować. Bo trzeba by dysponować setkami tysięcy złotych aby przejąć np. 10 zbiorników. Nie mamy wykształconych takich organizacji jeszcze, one dopiero się wyklują. A rybacy są zorganizowani o wiele lepiej i na taką inwestycję kasę mogą wyłożyć, wziać kredyty.
Podam jeszcze raz przykład okręgu opolskiego. 30 rzek, 7 zaporówek i 100 zbiorników stojących (jakiś procent nie jest własnością państwa tutaj). Trzeba by wykonać tytaniczną pracę aby to przejąć wędkarsko. Więc wiadomo, że w rękach wędkarskich pozostanie tylko jakaś część wód. Dla wędkarza oznacza to utratę dostępu do większości łowisk, będzie musiał wykupić członkostwo w kilku stowarzyszeniach. Zapłaci dużo więcej za to, kilkukrotnie, za to wód do dyspozycji będzie miał tylko kilka. Dobry interes? Na pewno?
Pomyślcie też o okresie dzierżawy. Tutaj jest to 10 lat. I teraz ktoś kto łowi często na lokalnej rzece, może się obudzić z ręką w nocniku, bo okażesię, że ten odcinek przejął ktoś, kto nie zezwala na wędkowanie lub żąda dużych za to pieniędzy. I co wtedy?
No i ostatnia rzecz. Pamiętajmy, że rybacy mogą oczekiwać jakiejś formy wsparcia od rządu lub UE przy przejęciu wód, mogą dostać kredyty. Wędkarze na to liczyć nie mogą, tutaj trzeba liczyć na zasobność portfeli członków stowarzyszenia. A dla wielu 300 zeta składki za rok to dużo. Wyobrażacie sobie, że ci ludzie nagle zechcą zapłacić za kilka wód tyle samo, do tego ryzykując,że przetargi nie przejdą? Bo kasę na operat trzeba wydać, jak się zrobi go byle jak, to wtedy można przerżnąć z kretesem. Jeżeli wielu z Was określa tych uświadomionych wędkarzy na kilka procent do dziesięciu, to pomyślcie jak to będzie wyglądać przy tych stowarzyszeniach. Wielu za cholerę nie przyjmie do wiadomości, że nie będzie mogła zabierać ryb, więc tego nie poprze.
Dlatego dopuszczając do upadku PZW wystawiamy się na mocny strzał, o ile teraz my jestesmy użytkownikami wód i możemy automatycznie przedłużać dzierżawy, to ustawimy się w wyścigu na końcu stawki, inni będa mieli nad nami przewagę. Taki zwykły inwestor lub właściciel prywatny wie jak się robi rzeczy - i wyda kase na fachowca, aby mu wszystko zrobił (operat). Wędkarze nie mają kasy więc będą działać po kosztach, co już sprawia, że mamy małe szanse. I właśnie te najlepsze wody stracimy... Do tego aby wygrać przetarg, trzeba w operacie mieć zarybienia. Skąd wędkarze mają wziąć narybek? Ci co decydują o przyznaniu wody na to się patrzą bardzo mocno. I już tutaj rybak ma dużo lepiej, bo on to ma jak zapewnić. Wedkarze zaś dopiero będą się dowiadywać, skąd się brały ryby do zarybień...
Dlatego jak PZW miałoby upaść, to tylko po tym, jak się skonsolidujemy jako wędkarze i przygotujemy grunt pod coś takiego. Obecnie zaś ten grunt przygotowują sobie inni, co mają chrapkę aby przejąć lepsze ze zbiorników. Rybacy nie są głupi, i wiedzą, że niektóre wody jest z czego złupić. I w perspektywie 10 lat mogą zaryzykować wejście w taki biznes. Wedkarze zaś nie mają żadnej kasy i wiedzy aby się zorganizwoać odpowiednio, co wg mnie wpłynie znacząco na przebieg przetargów. Bo o wiele rzetelniej będzie decydentom wyglądac rybak niż grupa wędkarzy, która powpisywała w operat dziwne rzeczy.
Nie wyobrażam sobie też szerokiej współpracy z gminami w sprawie przejęcia wód. W wielu rejonach to nie zadziała, bo w Polsce wciąż jest korupcja, partyjniactwo i kolesiostwo. Jeżeli prezes okręgu toruńskiego Purzycki jest pupilkiem ojca Rydzyka jak głosi plotka, to już widzę, jak on przegrywa przetargi u siebie w okręgu.