Stowarzyszenia, kluby, inne twory to dobre rozwiązania. Przede wszystkim z jednego powodu, który jest najważniejszy. Z inicjatywą utworzenia wychodzą ludzie, którzy chcą zmian. Jeśli chcą zmian to jednocześnie zauważają jak źle jest obecnie. A to jest już spory krok do przodu. Nawet, jeśli zabiorą się za coś źle, nieporadnie, to zawsze będą to ludzie (przynajmniej dla mnie), którym warto dać szansę. PZW ma się obecnie jeszcze na tyle dobrze, że zmiany w jego przypadku nie nastąpią. Do zmian mobilizuje jedynie ciężka sytuacja. Dlatego też lepiej zająć się ciężką sytuacją wędkarzy z inicjatywą, a tych bez inicjatywy zostawić razem z PZW w spokoju aż wymrą śmiercią naturalną.
Jeśli zaś chodzi o wędkarzy inicjatywą, to tak jak pisałem wyżej - są to ludzie, którzy dostrzegają złe i oczekują zmian. To za i ch sprawą powstają stowarzyszenia, kluby... Powiem Wam, że należałem do takiego stowarzyszenia. Zainteresowałem się nimi za sprawą pięknych wód, którymi się opiekowali. Na początku podszedłem z rezerwą (do ludzi), nauczony pewnych praktyk, podejścia i zachowań z PZW po prostu starałem się izolować. Po jakimś czasie, kiedy porozmawiałem z jednym, drugim, trzecim wędkarzem, z prezesem, z innymi osobami (z zarządu) dotarło do mnie, że są to zupełnie inni ludzie, inni wędkarze. Że interesują się zarybieniami, że interesują się populacją ryb, że dbają o wody, które dzierżawią. Że pilnują siebie nawzajem z przestrzegania regulaminu, który sami sobie stworzyli. Co najlepsze, było to stowarzyszenie, którego członkami nie byli w większości ludzie młodzi. To byli tacy starsi panowie, emeryci, tacy sami jakich najczęściej spotykamy też na łowiskach PZW. Skąd w takim razie tak zupełnie różne podejście, inna mentalność? Czyżbym był w innym świecie? Nie, po prostu Ci ludzie dbali o swoje. Nie było to duże stowarzyszenie, może 80-100 członków. Każdy każdego znał, każdy coś od siebie włożył, każdy chciał, by łowiło się tam jak najlepiej. I to jest może sedno! Wody PZW dla większości są traktowane jak taka niczyja sadzawka, która ma dawać. Jak pewnego rodzaju dziw*a, która ma służyć. Ryby, jej dzieci - nic dla nich nie znaczą. A tam wkładają swoje serce, gdzie się angażują a jednocześnie gdzie się od nich wymaga ale nie jak od anonimowego członka, który przyjdzie opłacić składkę, któremu wklei się znaczek i przybije pieczątkę - czyn zrealizowano. Tam się wymaga od Janka, Cześka, Andrzeja... bo każdy się zna, każdy wie po co to stowarzyszenie tworzyli. Bo miało być ono czymś innym od tego, co znali z czasów kiedy byli zmuszeni do łowienia na wodach PZW. I dlatego jest inaczej. Bo to ludzie, którzy chcieli zmian, do nich dążyli a co najważniejsze - dokonali ich. Dlatego, nauczony własnym przykładem, polecam zakładanie stowarzyszeń, i wszelkiego rodzaju inicjatywy. Zawsze to krok do przodu.