Autor Wątek: Jak podejść profesora (naszego lina)?  (Przeczytany 35228 razy)

Online Tadek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 997
  • Reputacja: 180
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #90 dnia: 11.06.2017, 05:47 »
Nawet bardziej skrajnie, bo spławik ma wyporność 0,5-0,8g, a obciążenie (jak pisałem wcześniej) 3-4g. No i nie doprecyzowałem, że jest to metoda podnoszona laying-on, czyli spławik dużo powyżej gruntu i napinam żyłkę tak, aby wystawała tylko antenka.

Wskazania są szybkie, krótkie i nerwowe: skoki spławika, przytopienie, rzadko wyłożenie. Ponieważ w zbiorniku występuje karaś, to wstrzymuję się z zacięciem jeśli przytopienia są na moment, ale jest ich wiele i trwają dłuższy czas. Zacinam przy dłuższym zatopieniu lub przy odjeździe. Często spławik zostaje wciągnięty pod liść grążela, wtedy tnę na ślepo.

Próbowałem z długim spławikiem, ale często haczył o grążele albo podwodne zielsko, i nękała go drobnica. Krótki spławik też nęka drobnica, ale rzadziej.

Może to błąd, a może nie - z krótkim spławikiem mam mniej plątania, a większy ciężarek ułatwia mi "wstawienie" zestawu pomiędzy pływające zielsko.

Online Tadek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 997
  • Reputacja: 180
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #91 dnia: 24.06.2017, 20:15 »
Takie trochę streszczenie mojego urlopu.

W środku ubiegłego tygodnia wybrałem się na 10-dniowy urlop.
100 km od domu, czyli od Szczecina. Województwo Zachodniopomorskie.
Coś w stylu "ośrodek kempingowy nad jeziorem". Jezioro to nie jest komercją, ani nie należy do PZW. Należy do Lasów Państwowych.

Moim nastawieniem było tylko i wyłącznie wędkowanie. Mam taką sytuację, że mogę sobie na to pozwolić. Żadnych "pierdół" - tylko ryby. W planach miałem złowienie lina, choćby takiego 30-35 cm. To już byłoby coś!
Do tej pory łowiłem linową młodzież, z czego największy okaz miał aż 18 cm. ;)

Pierwsze dwa dni pogoda była nieciekawa. :rain: Deszczowo, pochmurnie, wietrznie. Rezultaty wędkowania też mizerne. Głównie rozpoznawanie łowiska, terenu.
Potem nastał tydzień upałów. :sun: Mało wiatru, wręcz gorąco. Wymarzona pogoda dla linów.
Jednak nie złowiłem ani jednego. Nawet brania typu linowego nie miałem. :thumbdown:
Głównie drobnica: płoć, krąp, okoń, mały 35-centymetrowy szczupak (pierwszy w życiu!, na spinning) i wszystkożerna wzdręga. Chociaż... po zanęceniu miejscówki (na liny) sporą ilością gotowanej pszenicy + melasa, wpadło mi kilka większych, pięknie wybarwionych wzdręg po 25 cm.
Łowiłem może z 1,5 m od brzegu, w oczku czystej wody, pośród nenufarów i grążeli.
Podczas wyciągania jednej z takich wzdręg zaatakował ją szczupak. Wyskoczył tuż nad powierzchnię, wzbijając fontanny wody. Chapnął wzdręgę, ale mu się wyślizgnęła, a potem zanurkował tuż przy brzegu. Zdołałem zobaczyć tylko jego szeroki bok i zdałem sobie wtedy sprawę, jakie "krokodyle" tutaj pływają. W chwili ataku szczupaka, przebiegła mi tylko przez głowę myśl, że mam żyłkę 0,16 mm + przypon 0,13 mm i zero szansy na utrzymanie takiego potwora.
Pamiątką po całej akcji zostały tylko dwa pasy gołej skóry bez łuski na obu stronach wzdręgi i moje dygoczące ręce i kolana. :o

Tydzień upałów trwał, a lina ani-ani. Widziałem za to, że ma tarło - wrzało w trzcinach i krzakach zanurzonych w wodzie.

Nad jeziorem pojawił się Janusz z okolic Warszawy. Janusz czyta to forum, ale jeszcze się nie zarejestrował (do czego gorąco go namawiam). Poznaliśmy się, zgadaliśmy o forum SiG i innych "rybnych" sprawach. Parę dni później spotkałem go rozkładającego sprzęt do metody nad jeziorem. Miał naszykowaną piękną, gotowaną kukurydzę i gotowane ziarna konopi (Janusz, gdzie dostałeś tak dużą kukurydzę i konopie?). Późnym wieczorem spotkałem go znowu i obaj narzekaliśmy na brak lub mizerne brania i zero wyników.

Zrezygnowany brakiem lina, postanowiłem i ja namoczyć i ugotować swoje konopie. Miałem je wypróbować na płoci i krąpiach.
Moje konopie wyszły jakieś zupełnie do bani. Malutkie (moczone prawie 24 godz.) i twarde (pewnie ze starości i gatunku). Na haczyk tego nie dało się nabić wcale. Porażka. :facepalm:
Następny dzień był już ostatnim dniem, w którym mogłem wędkować. Pogoda bardzo siadła. W nocy burze, wicher, a rano ponuro, deszczowo i wietrznie. :rain:
Jak tylko przestało padać wybrałem się na ryby. Była godzina 8 rano. Miałem resztkę starego, zanętowego, czerwonego pelletu 4 mm "no-name". Prawie już bezwonny. Miałem pół słoika beznadziejnej konopi. Odrobinę zmielonego pelletu "no-name", ale o innym zapachu - ryby. :-\
(Nota bene, kupiłem w ubiegłym roku około 10 rodzajów pelletu 4 mm "no-name" na Allegro, po 100-200 g do testów. Każdy o innym smaku/zapachu. Po otwarciu okazało się, że wszystkie zapachy pachną prawie jednakowo, a po ponad pół roku wszystkie pachną tak samo - rybą. Na urlopie wpadłem na pomysł, aby je wszystkie zmielić i wykorzystać jako dodatek do method feeder.)

Poszedłem w miejsce, gdzie dwa dni temu siedział Janusz. Nie miał wtedy, jak mówił, ani jednego brania.

Namoczyłem beznadziejny pellet i dodałem dużo beznadziejnych konopi. "Już" o 9:00 wrzuciłem pierwszy podajnik feedera. Do wody poszło z 4-5 podajników w różne miejsca, ale bez żadnych wskazań zainteresowania drobnicą, która dosyć szybko reaguje w tym jeziorku.
No to lipa - pomyślałem.

Podczas wyciągania podajnika, po którymś zarzucie wyczułem, że najpierw ciągnę go z mozołem (jakby haczył o podwodne zielsko, albo był wyciągany z głębokiego dołka/rowu), a po kilku obrotach korbką kołowrotka podajnik dostawał "luzu" i wyciągał się lekko. W tym momencie przestałem go wyciągać. Zaklipowałem ponownie żyłkę w tym miejscu i kolejne rzuty oddawałem w to samo miejsce. Jakieś 15-20 m od brzegu. Myślałem, że znalazłem czyste dno, bez roślin lub krawędź płytszego miejsca, tuż przy głębszym dołku lub rowie.
Niebawem pojawiły się wskazania na szczytówce.
Niebawem też znowu zaczęło padać, a potem lać i wiać.
Nic to - siedzę dalej, aż skończy mi się pellet (łącznie z konopiami i zmielonym pelletem miałem jakieś 300-400 g beznadziejnej zanęty). Przynętę na włosie zmieniłem z 12 mm pelletu ochotka na 10 mm (a tak na prawdę to 8 mm) kulki wanilia od Lorpio. Na haku pojawił się mały krąpik, ale zahaczony za grzbiet. Potem płotka zahaczona za bok. Za diabła nie wiem, jak one (ryby) to robią. ;)

Leje na dobre. Mokre jest wszystko, oprócz mojego brzucha i pleców, które skryłem pod nieprzemakalną kurtką. Dochodzi 13:00 aż tu nagle, delikatne i długie ugięcia szczytówki, które finiszują mocnym jej ugięciem. Podrywam wędkę i już po chwili czuję, że wisi coś większego. Może większy leszcz? Ponoć są tu takie 40-50 cm. Może mały karp? Ponoć tu są. Krótki hol jest spokojny. Dopiero przy brzegu, w pasie grążeli zaczynają się odjazdy i trochę fontann wody. Gdy podciągam rybę do powierzchni dopiero widzę oliwkową głowę z czerwonymi oczami i charakterystyczny, mięsisty pysk. O cholera! Mam lina! I to dużego! ??? Szybko po podbierak. Szamotanina na stromym brzegu. Sru! i butami stoję w wodzie. Wyciągam, odhaczam, mierzę, ważę i ... nie wierzę w to, co widzę.
Lin ma 42 cm i 1 kg wagi. Ale prosiak! A raczej (chyba) Pani prosiakowa, sądząc po wypukłościach na bokach, tuż nad płetwami brzusznymi. Po jednej stronie wypukłość aż zaczerwieniona. Efekt tarła?

A to moja wysilona jednoczesnym pozowaniem i robieniem zdjęcia morda z pierwszym linem.

Wypuszczam damę. Znowu wpieprzam się do wody. Ciągle adrenalina i jednocześnie nie mogę uwierzyć, że złowiłem dużego lina.
Wymieniam przypon z hakiem, bo push-stop szlag trafił. Wydaje mi się, że założenie nowej przynęty i nabicie podajnika trwa wieki. Uf, w końcu zarzucam, odkładam wędkę i napinam żyłkę. Sięgam po fajki. Chcę zapalić i jakoś uspokoić ręce.
Nie zdążyłem... Znowu branie. Bardzo podobne do ostatniego, ale nieco mocniejsze. Znowu spokojny hol do brzegu, odjazdy w grążelach, chlapnięcia ogonem, znowu buty w wodzie, gimnastyka z podbierakiem i wędką.
No nie! Ten jest jeszcze większy! ???

Pan Lin ma 46 cm i waży 1,5 kg. Po zmierzeniu i zważeniu wraca do wody.

Nowa kulka na włos, podajnik (dorabiam trochę pelletu 4 mm miód od Trapera, ba! bo mam też ten "lepszy" ;) )
Rzut, odstawienie wędki, naciągnięcie żyłki i... włączam w kołowrotku wolny bieg. Zapalam papierosa. Wstaję. Kilka kroków dla uspokojenia. Robię pamiątkowe zdjęcia mojego "stanowiska"...
...i gdy chowam aparat do kieszeni słyszę, jak wędka ześlizguje się po drabince podpórki. Podnoszę głowę i szukam wzrokiem wędki. Nie widzę jej! O nie! Popłynęła z rybą!
Podchodzę bliżej. Jest! Już pół wędziska w wodzie.
Gumka od klipowania żyłki tylko prysnęła i szpula kołowrotka odkręca się na wolnym biegu.
Pędzę złapać wędkę. Chlup, znowu do wody. Obracam korbką kołowrotka, wyłączam wolny bieg i patrzę za żyłką - gdzie płynie ryba. Tym razem hol trwa długo. Trochę zygzakowania i szarpania na otwartej wodzie, aż w grążelach zaczyna się ostra walka. Dopóki ryba nie poczuła lub zobaczyła zanurzonego podbieraka, to była w miarę "spokojna". Od tego momentu wpada w panikę i robi odjazd za odjazdem w zielsko. Na wędce czuję, że jest jeszcze większa. Na prawdę spora. Boję się o zaplątanie w zielsko, wytrzymałość przyponu (0,20 mm) lub zerwanie z haka.

W końcu w podbieraku ląduje Pan Książę. Lin ma 50 cm i 1,8 kg.

Na koniec trafia do wody.
Po zerwaniu klipu nie potrafię już dokładnie odnaleźć miejsca, w które trafiał koszyk. Wynikiem jest całkowity brak brań, ale i tak, 3 spore liny w jednym dniu i to w ciągu 1,5 godziny to dla mnie aż nadto.

Wracam w deszczu zastanawiając się jakim cudem, przy takiej pogodzie, akurat dziś i to na beznadziejną zanętę "no-name"?
Dochodzę do jednego wniosku:
cały tydzień upały i mało wiatru, ciśnienie wyrównane - lin się przez ten czas mocno wycierał i nie myślał o żarciu; ubiegłej nocy nastąpiło załamanie pogody, burze, wichury, ochłodzenie - lin w takich warunkach przerwał tarło i wygłodniały gorączkowo szukał pożywienia.
Miałem farta, jak ślepej kurze ziarno beznadziejnej konopi. Chyba dlatego.
Tak było wczoraj. Dziś już wróciłem do domu.

Mam nadzieję, że tak wspaniałe mocne i zdrowe osobniki przyniosą wiele, wiele nowych pokoleń linów w tym jeziorze.
Nazwy jeziora nie podam. Zdaję sobie sprawę, że forum jest miejscem publicznym, które może czytać każdy, ale nie każdy docenia rybę jako walor przyrodniczy, a bardziej jako walor spożywczy. >:(


PS. Pozdrawiam serdecznie Janusza.

Offline Kafarszczak

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 325
  • Reputacja: 162
  • Ważne, aby uwierzyć w moc zanęty i przynęty! :)
  • Lokalizacja: Stargard
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #92 dnia: 24.06.2017, 20:25 »
Tadek, zajebista relacja z ryb! Trzymająca dech w piersiach :)
Krzysztof

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 911
  • Reputacja: 186
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #93 dnia: 24.06.2017, 20:26 »
Tadek :bravo: :thumbup:
Zbyszek

Offline katmay

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 295
  • Reputacja: 562
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łowicz
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #94 dnia: 24.06.2017, 20:29 »
Świetnie się czytało. I gratulacje!!!!

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Marcin

Offline maciek_krk

  • ⚡⚡⚡⚡⚡
  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 7 434
  • Reputacja: 519
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: TG/KRK
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #95 dnia: 24.06.2017, 20:50 »
Tadziu, świetna relacja! Czytałem z wypiekami na twarzy! :thumbup:
Brawo, brawo i jeszcze raz brawo :bravo: :bravo: :bravo:
Pozdrawiam,
Maciek

Offline jurek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 435
  • Reputacja: 202
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: południowa wielkopolska
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #96 dnia: 24.06.2017, 20:51 »
Bardzo ciekawa relacja, świetnie się czyta. Prawdziwy pasjonat z Ciebie. Swoją drogą, jak to nasze wspaniałe hobby jest nieprzewidywalne, jakże często zaskakujące, a przez to tak pasjonujące :D :bravo: :thumbup:

Offline Tench_fan

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 889
  • Reputacja: 473
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #97 dnia: 24.06.2017, 20:54 »
Tadziu - gratulacje jeszcze raz.
Tytułem wyjaśnienia - pierwsza rybka to samiec, 2 następne to samiczki.
Te gruzełkowate stwardnienia nad dużą płetwą brzuszną ma właśnie często samiec.
Super relacja :thumbup:
Radek

Wędkarstwo - namiastka szczęścia gdy życie nie rozpieszcza.

Offline FilipJann

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 367
  • Reputacja: 191
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Wielkopolska
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #98 dnia: 24.06.2017, 21:02 »
Ja tak na prawdę, prawie wszytki liny, złapałem z mocnym postanowieniem (w jeden dzień, kilka linów, kilka razy pobite PB). Stwierdziłem, iż bez lina do domu nie wracam (dowody na forum) i tak jakoś wyszło...
http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=2992.msg135892#msg135892

Tadku, gratulacje!
Have fun.
Do what makes you happy.
And, ignore anyone who says you fish too much.
Life is too short to listen to those who don't respect your passion.

Filip! :)

Online Tadek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 997
  • Reputacja: 180
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #99 dnia: 25.06.2017, 08:52 »
@Tench-fan - mogłem od razu się domyśleć, że "wypustki" należą do samca. Przecież to samce w TAMTYCH miejscach mają "wypustki" ;) Dzięki za korektę!

Dzięki wszystkim za komentarze.
Powyższy post zamieściłem w temacie "Jak podejść profesora (naszego lina)?", którego pointą jest fakt, że na lina rzeczywiście nie ma reguły. Ani pogoda, ani nęcenie. Do tej pory wszystkie moje starannie przemyślane i wypraktykowane sposoby nie dawały oczekiwanego rezultatu. Potwierdziła się za to jedna rzecz, że dobrą metodą na lina jest metoda (feeder). ;)


PS. Filip - szacun za wyniki. Masz chyba fajne i dobre łowisko.

Offline Mateo

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 832
  • Reputacja: 976
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
    • Spławik i Grunt
  • Lokalizacja: Śląsk
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #100 dnia: 05.07.2017, 00:15 »
Miałem trochę zaległości w czytaniu forum i dopiero teraz tu dotarłem.
To się nazywa połów!

Tadku, wielkie brawa! Gratuluję Ci wytrwałości!
Gdybyś w ten dzień nie zdecydował się na łowienie, to byś wrócił do domu, myśląc, że liny tam nie żerowały, a może w ogóle ich tam nie ma.
Tak to jest z tymi rybami. Trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.
Pamiętam, kiedyś z kolegą spędziliśmy tydzień na dobrze znanej nam wodzie, polując na karpie. Najlepsze górki, markery rozstawione na dużej powierzchni, sprawdzone kulki. Zero. Wtedy były akurat jakieś ważne mistrzostwa piłki nożnej w Polsce i nad wodą nie było widać wędkarzy. Obławialiśmy więc 1/3 50-hektarowego akwenu. Kiedy po zakończonej zasiadce taszczyliśmy sprzęt do auta, zauważaliśmy, że na drugim końcu jeziora siedzi jednak ekipa karpiowa. Nie było ich widać z naszego miejsca. W ciągu dwóch dni złowili kilka pięknych karpi, w tym dwa 20+ kg.
Gdyby nie ta obserwacja, pomyślelibyśmy, że karp nie żerował w tamtym tygodniu. A on żerował, ale na drugim końcu jeziora.
Trzeba mieć sporo pokory wobec przyrody. W tym naszym "fachu" wnioski są często bardzo trudne do wysunięcia.

Dzięki, że się z nami podzieliłeś opowieścią i okrasiłeś ją zdjęciami.

 :thumbup:
Pozdrawiam
Mateusz

Offline koko

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 611
  • Reputacja: 662
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Bydgoszcz
  • Ulubione metody: bat
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #101 dnia: 07.07.2017, 06:04 »
Wciągająca relacja. :bravo: :thumbup:
Marian

Offline Ziomuś

  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 37
  • Reputacja: 1
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #102 dnia: 28.12.2017, 19:43 »
Witam
Coś wątek osłabł?
czy ostatnio nikt nie połowił Linka ?
Jest jakiś szczęściarz co chciałby się pochwalić sukcesami?

Online Tadek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 997
  • Reputacja: 180
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #103 dnia: 29.12.2017, 18:32 »
Najpóźniej w listopadzie, liny poszły spać. Pobudka zapowiadana jest na marzec lub kwiecień. Zależnie o aury.

Offline Ziomuś

  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 37
  • Reputacja: 1
Odp: Jak podejść profesora (naszego lina)?
« Odpowiedź #104 dnia: 30.12.2017, 11:34 »
Tak chyba nie do końca śpią?
Byłem ostatnio za okoniem i kolega złapał pięknego lina na paprocha ;D
 dodatnia temp. chyba nie pozwala im zasnąć ?
woda temp.+2,5 C