NAD WODĄ > Nasze wyniki nad wodą

2020 - podsumowanie roku

(1/5) > >>

robson:
Nie będzie wielką niespodzianką: ten sezon był dziwny. Tym razem łowiłem tylko i wyłącznie na Wiśle, bez najmniejszych skoków w bok. Wiosna była jakaś opóźniona, covid to jedno, ale same warunki nad wodą też nieciekawe - najpierw wyjątkowo niskie stany po bezśnieżnej zimie, ale też woda dość późno się nagrzała, a potem z kolei prawie do połowy lipca była trochę wyższa niż w ostatnich latach. Tarło, szczególnie leszcza, mocno się przez to opóźniło. Wyniki też nie rozpieszczały - kilka pierwszych wyjść w kwietniu i na początku maja kompletnie bez ryb. Potem znienacka życiówka klenia (w ostatnich minutach wyprawy) i dalej posucha. Dopiero w sierpniu miałem więcej czasu - trochę regularnych wyjść, sypania grochem i wpadło trochę ładnych kleni, jakieś leszcze, nawet jaź się trafił. Jesień znów tradycyjnie kijowa i szybko zakończona z braku czasu na rybki :(
Plany na przyszły rok oczywiście ambitne:
- jak spłynie w końcu z Czajki to co spłynąć ma, chcę mocniej uderzyć na Wisłę poza odcinkiem miejskim. Wstępnie celuję gdzieś w okolice za Dziekanowem, może Pieńków
- dalsze wyprawy: Narew, może jakieś starorzecza nad Bugiem, o ile będzie sensowny dojazd
- na miejskim odcinku kolejna próba poszukania brzan. Miejsce wytypowane, sprzęt do nieco cięższego łowienia jest, no to trzeba powalczyć
- więcej bolonki, może też bat (chyba ze 20 lat już nie łowiłem bata) - sprzęt jest, chyba jednak zrezygnuję z przerabiania go na bolo
- gościnne wypady na jakąś mniejszą wodę: wstępnie typuję, że będzie to Wkra albo Bzura
- ogólnie więcej wypraw: tak żeby standardowy rejestr nie wystarczył ;)

A jak Wasze wrażenia i plany?

e-MarioBros:
W sumie nad wodami spędziłem dość dużo czasu ...

Spacerowałem (w zasadzie to bardziej trekking) sporo nad Przemszą i paroma jej doływami + malutkimi rowami, bardzo to lubię - w tym roku kolejny raz bez wędki.
Odwiedziłem sporo stwów PZW w okolicy + zbiornik duży Dziećkowice, gadałem z wędkarzami, obserwowałem wodę, nie łowiłem - nie znalazłem motywacji.

A łowiłem na:

- dzikich leśnych i polnych stawkach ---> 13 wypadów (7 miejscówek), tylko na spławik i kuku/chlebek/pinkę, dla mnie super relaxik, wyniki od 0 ryb do 30 sztuk na wypad: karasie, płotki, wzdręgi, czebaczki i slonecznice

- komercjach ----> ok. 30 wypadów (5 miejscówek) od 4 do 18 godzin nad wodą, spławik, tradycyjne zestawy karpiowe (3 x łowienie z wywózki), różne koszyki do metody, PVA, nawet dla jaj sprężyna (marne wyniki na to) + łowienie z powierzchni, dużo się nauczyłem, sporo potestowałem,
żeby były wyniki musiałem sie sporo nagłowić, nie było lekko, ostatecznie po raczej słabszej wiośnie, lato i jesień były OK.

Kowerdak:
U mnie najbardziej aktywny był okres maj- wrzesień.
Pół na pół rzeka i prywatne zbiorniki.
W rzece trochę płotek z gruntu, kilka kleni też z gruntu, szczupaki i okonie na spinning.
A na stawach to masa płoci, karpie i pojedyncze liny, leszcze.
W tym sezonie dużo szlifowania technik, eksperymentowania, kombinowania z tym czego jeszcze nie próbowałem.
Sporo planów na przyszły sezon, ale jeszcze może część uda się w tym zrealizować. Dużo kombinacji z rzeką będzie i z feederem ;D

Syborg:
W tym roku moje ukochane jezioro wywinęło niespotykany numer, jakiego nigdy tam nie doświadczyłem, a jeżdżę tam od połowy lat osiemdziesiątych. Reguła była następująca: późną jesienią woda się oczyszczała, wzrastała widoczność i takie tam. Dopiero w czerwcu następnego roku wszystko wracało do normy - woda mętniała, kwitła itp. Gdy woda jest tam czysta, drapieżniki biorą bardzo źle, można odnieść wrażenie, że wcale. Maj, który jest podręcznikowym miesiącem szczupaka, zawsze był i jest martwy. Zawsze. Jakiekolwiek brania zaczynają się w czerwcu. W tym roku woda zmętniała w połowie czerwca, co sprawiło, że sandacze zaczęły brać z dnia na dzień, jak na zawołanie. Na początku lipca woda znów się oczyściła, co sprawiło, że od tego momentu nie złowiłem żadnego sandacza. Żadnego! Od początku lipca do 20 grudnia ani jednego brania...

Na nic zdały się kombinacje, zmiany technik, przynęt, sposobów prezentacji, bo efekt zawsze był taki sam. Okonie, sandacze i szczupaki zmieniły swoje zwyczaje, oczywiście pod wpływem warunków, o których wspominam. Równie dobrze mogłem łowić w basenie. Gdyby ktoś wcześnie mi powiedział, że dojdzie do takiej sytuacji, to kazałbym mu puknąć się w głowę. Dziś ja się pukam. Oczywiście nie tylko ja dostałem nauczkę. Gdyby było inaczej, zacząłbym się zastanawiać, czy aby na pewno wiem, na czym polega ta zabawa, no i siedziałbym cicho.

W tym roku kupiłem również zezwolenie na wędkowanie w jeziorze, które mam pod nosem - do kilku dostępnych miejscówek mam około 400 metrów. Nowe oczekiwania, nowe nadzieje, w końcu wychowałem się wędkarsko tutaj. Znam każdy metr brzegu, każdy metr dna. Okazało się, że... nie jestem w stanie zając żadnej miejscówki nad "moim" jeziorem, bo okupują je przyjezdni. Jeden łowi "na żywca" w lutym, drugi trzema wędziskami, a trzeci blokuje zjazd nad wodę samochodem, a gdy grzecznie proszę go o przestawienie auta, krzyczy, że ja tam nie wejdę, bo on zarezerwował miejsce dla kolegi, który niedługo przyjedzie. Po rzuceniu w jego kierunku "co, kurwa, zrobiłeś?", wiedziałem, że źle wybrałem, a "moje" jezioro definitywnie zmieniło właściciela. Na chama z wędką.

Przyszły rok będzie lepszy, wiadomo ;)

robson:
Z chamstwem niestety też się nad wodą spotkałem, chyba to nieuniknione. Choć ogólnie na moim ulubionym odcinku rzeki w tym roku była niska frekwencja - od razu też względnie czysto się zrobiło, a niektóre stanowiska całkiem zarosły. Były też ciekawostki przyrodnicze: a to stadko dzików ryło sobie jakieś 10 metrów ode mnie - zastanawiałem się nawet nad ewakuacją, ale jakoś utrzymałem pozycję. A to znów obywatel Ukrainy płynął z prądem rzeki drąc się, by go ratować - co też patrol rzeczny w końcu uczynił. Czasem bywa dziwnie nad wodą...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej