Pewien podział jak najbardziej jest OK. Sama zanęta leszczowa o kolorze jasnym czy żółtawym ma sens, nieważne czy jest na mączkach czy bez, podobnie jak płociowa, która powinna być ciemna i nie musi zawierać mączek (aby być nośnikiem robactwa).
Ja bym wprowadził typy zanęt, które mogłyby być szeroko modyfikowane, jednak zaliczałyby się do pewnych grup:
- zanęta na wody stojące i rzeczne ( z klejem i bez)
- zanęta płociowa (pracuje, ma ciemniejsza lub ciemną barwę, jest nośnikiem robactwa - będzie łowić i inne gatunki oczywiście)
- zanęta feederowa niepracująca (ma za zadanie rozsypać się szybko na dnie i absolutnie nie ma pracować, aby nie wabić drobnicy, z mączkami lub bez, w tym typie będą też zanęty do Metody chociażby)
- zanęta pracująca (czy to do feedera czy spławika, przy czym mogłaby być taka, która ma gruby przemiał, jak się łowi bez dodatków, jak i taka o drobnym)
-zanęta smużąca do połowu drobnicy głównie w toni, jak i sprawdzająca się przy łowieniu karpi na pellet wagglera czy zigi
-zanęty pod pewne gatunki, które oznaczają konkretne rzeczy (np. zanęta pod brzany, a więc na mączkach raczej i z dodatkiem kleju, dopasowana do przynęt które brzana preferuje - pellet, kulki, ziarna - czyli coś co ma mielone konopie i pellety).
Niestety, firmy wprowadzają coraz to nowe produkty i chcą nimi mamić wędkarza, stąd tyle typów zanęt. W Polsce dodatkowo się robi wersje pod dane gatunki, oszukując wędkarzy w pewien sposób, bo okazuje się, że zanęta po walnięciu jakiegoś aromatu, nagle otrzymuje miano linowo-karasiowej. I tak można z jednej zanęty zrobić cztery różne, dając różne aromaty. To jak pellety od Lucia, które miały różne smaki, jakby ryba miała reagować lepiej na jakąś jagodę czy jeżynę, niż na truskawkę, mając ten sam kolor. Proponował to ktoś, kto sam nie rozumiał tego jak rzeczy działają, podobnie jak i kupujący.
Niestety, za wiele rzeczy należy winić PZW, bo edukacji wędkarskiej praktycznie żadnej nie było. Od ponad dziesięciu lat polskie wędkarstwo się rozwija dzięki działalności takich ludzi jak my na SiG-u, którzy pchają to do przodu, wymieniających się wiedzą, robiących filmy, piszących na forach, w gazetach, mediach społecznościowych. Powoli wędkarze zaczynają myśleć, i cieszy rozwój takich firm jak Feeder Baits chociażby, bo mamy rzeczy robione naprawde pod wędkarza, nie zaś mamiące go obietnicami czy silnym aromatem, miłym dla naszego nosa (co zazwyczaj nie odpowiada rybom).
Taki podział ułatwiłby mi życie bardzo mocno i wiedziałbym po co sięgnąć. Bez tego trzeba sprawdzać co tam przyszykowano, szukać i się frustrować często. O ile w UK mam sprawę ułatwioną, bo ściemy jest mało, to w Polsce trzeba lawirować.