Też tak myślę Michale. Teraz z innej beczki.
27 styczeń – mam pickerki, chcę połowić klenia. Wieczorem przyjeżdżam nad Odrę, piękna woda, są miejsca bez lodu, nęcę na rano.
28 styczeń – jadę rano na łowisko. W nocy około -10, Odrą płynie kra. Po łowieniu.
Jadę do domu (około 50 km) po sprzęt podlodowy. Wracam po południu i jadę na glinianki do położonego około 10 km miasteczka. Jestem tutaj pierwszy raz na lodzie. Wiercę 3 otwory, wrzucam letnią zanętę na dno (mieszanka kuku, pszenicy, pęczaku, owsa, grochu i innego badziewia mocno zlanego olejem rybnym i mieloną wątróbką drobiową). Kleję to bazą i idealnie okrągłe kule wrzucam z ręki. Zanęta jasna, niczym jej nie przyciemniam.
Jest piękna pogoda, słoneczko, a ja wyjmuję chodząc po gliniance około 50 okonków nie większych jak 15 cm (a latem widziałem tam piękne garbusy). Ani mormyszka, ani blaszka, ani nasączona ochotką gumka. Same małe okonki.
Słońce zaszło za drzewa, zaraz będzie zmierzch. Idę na zanęcone przeręble.
Odpuszczam sobie bałabajki i mormyszki, biorę się za podlodowego pikerka. Żyłka główna 0,14, ołów około 1,5 g – docinana oliwka z krętlikiem -, hak nr 6 srebrny, okrągły, cienki. Na hak zakładam gulę ciasta wielkości dużego orzecha laskowego ze strzykawki (ciasto bardzo miękkie, taka maź) a na szpic białego-czerwonego (niech udaje, że zjada mi ciasto), wpuszczam delikatnie zestaw w przerębel.
Mam 6 m głębokości, ja łowię na 3 m. Przygięcie kiwaka i… karp. Taki, że wędkarze musieli mi rozkuć przerębel.
Wpuszczam zestaw powtórnie i… znów karp, trochę większy.
Wokół mnie masa wędkarzy i kilku strażników (akurat była kontrol). Tym, co darli ze mnie łacha, że na krokodyle do tego wegetariańkie przyjechałem maja „zawstydzoną minę”.
Tutaj robię błąd. Karpia nie wpuszczam w jakiś inny przerębel (lenistwo wrodzone, bo nie zrobiłem przerębla do wypuszczania ryb), tylko wpuściłem karpia w ten co łowię (rozkuty).
Widzę, jak karp pikuje prosto/pionowo w dół.
Mam około pół godziny bez brania (znaczy się mam ruchy kiwaka, ale bez konkretów).
Zaczyna się robić ciemno. Zmieniłem na zestaw delikatniejszy, czyli zmieniłem jedynie haczyk na nr 10 ale gruby Drennan videgap. Nawijam na haczyk ciasto i za chwilę branie leszczyka z 20 cm. Tak mam kilka razy.
Ciemno, kiwak podświetlam latareczką diodową, którą mam przy kluczykach samochodu. A jeszcze raz wpuszczę zestaw...
Branie i… leszcz brązowy.
Drugi brązowiak, następny taki, że znów kolega powiększał mi przerębel.
Godzina po zmierzchu mija, muszę pozostawić łowisko kłusownikom, którzy widzieli, gdzie i jak łowiłem. To ku*wa niesprawiedliwe…