Poza tym różnica jest znacząca. Męczyć zwierzę aż umrze a wyciągnąć za "pysk" z wody i do niej wrzucić za chwilę bądź co bądź żywa.
Jasne, przewrotnie przerysowałem to porównanie z kotem, który zresztą nic nie może za swoją naturę, chciałem tylko pokazać, jak możemy być widziani przez innych. Ale nie udawajmy, że nie męczymy ryb tylko je łowiąc i wypuszczając. Robimy to z potrzeby polowania, dla przyjemności, jaką daje wyholowanie ryby. Nie jesteśmy jednak sadystami, staramy się zadawać jak najmniej bólu, używamy bezzadziorowych haczyków, żeby jak najmniej skaleczyć rybę, szybko ją wyhaczyć po złowieniu i wpuścić spowrotem do wody. I nie postępujemy tak tylko dlatego, żeby nie zmniejszać populacji ryb, my naprawdę kochamy ryby.
Dla mnie sporą pułapką jest myślenie, że jak zabieram i jem ryby, to nie jestem tym co zadaje cierpienie. Na dodatek czy musimy jeść ryby? No właśnie, raczej nie musimy. Czyli jeden łowi dla przyjemności jaką daje smażona ryba, poza tym kręci go samo wędkowanie, drugi żyje samą przyjemnością wędkowania. Co jest w tym złego?
Cierpienie zadajemy, czy zabijamy ryby po złowieniu i je zjadamy czy nie i nie ma się tu co licytować. Ja nie widzę w tym jednak nic złego. Nie wierzę, że istnieją wędkarze, który wpatrzeni w spławik widzą oczami wyobraźni smakowitą rybkę na talerzu, niczym w filmach Disneya. Nie wierzę też, że w dzisiejszych czasach ktoś łowi ryby z głodu, bo nie ma co jeść. Jeśli tacy są, to ich liczba = zero z niewielką granicą błędu. Nie mam nic przeciwko temu, jeśli ktoś czasami zabierze złowioną rybkę czy dwie, żeby je zjeść. Jednak do szału mnie doprowadzają wędkarze - trofearze, którzy muszą ze sobą zabrać wszystko, co złowili. Wysiadają potem przed domem z dumą na twarzy i siatką uniesioną wysoko, żeby wszyscy widzieli, co z nich za Łowcy. Najchętniej obeszliby z tą siatką kilka ulic dookoła.
Mój kot ewidentnie robi to, żeby się pochwalić. Bo przychodzi cały dumny i blady i aż mruczy z ptaszkiem w gębie. Ale jak próbuję mu zabrać, to zaciska zęby, aż mu się szczęka trzęsie. A potem jest obrażony na mnie.
To całkiem, jak mój kolega z pracy, jak wraca z ryb z pełną siatką. Sam ryb nie je ale dumnie obdarowuje nimi sąsiadki i okoliczne koty.
Ostatnio go zachęciłem do łowienia na komercji. Nawet poradziłem, jak ma łowić, żeby nałapać karpi. Jak będzie chciał zabrać ryby to niech płaci, będzie na ponowne zarybienie.
Może nauczy się, że nie wszystko, co złowi trzeba zabrać.