Jestem tu już jakiś czas i jak dotąd czerpię głównie z Waszych doświadczeń, postanowiłem więc dzisiaj dorzucić coś od siebie do wspólnej bazy wiedzy. Doświadczonym łowcą nie jestem, więc w taktyce nie pomogę, wędek nie miałem w łapie bez liku, czym więc mogę się Wam odwdzięczyć za porady? Tylko mocno subiektywnymi obserwacjami. Najlepiej mojego największego - jak dotąd - sprzętowego rozczarowania, jakim jest fotel Preston Monster Feeder. Może ktoś dzięki mnie zaoszczędzi parę stów
Kupiłem to cudo, obejrzawszy z tysiąc filmów w sieci, z czego 900 było po rosyjsku, ale maturę zdawałem jeszcze po ichniemu, więc dla mnie żaden problem. Firma znana i ceniona, model również, masywna, sprawdzona konstrukcja - słowem, doszedłem do wniosku, że mogę brać nie usadziwszy w tym czterech liter. Cena też boli mniej więcej we wspomnianej okolicy, ale wyznaję zasadę, że lepiej raz, a dobrze. Zamówienie poszło, Drapieżcy przysłali.
Fotel faktycznie nie waży tony (nieco ponad 6 kg, do tego można z niego zrobić wózek dokupiwszy specjalną podkładkę na kółkach. Co prawda za połowę ceny siedziska, ale przecież to sport spod znaku catch and release: czasem się coś złapie, ale z reguły to wypuszczamy przez niego z ręki banknoty Narodowego Banku Polskiego…
Rozłożony Monster cieszy oko…do pierwszego rozłożenia. Pierwsza koszmarna wada, to sposób regulacji długości nóg. W większości foteli karpiowych w cenie powyżej 300 zł (czyli bądźmy szczerzy, wszystkich
) odbywa się to za pomocą wygodnej zapadki, którą uruchamia się i blokuje jednym kliknięciem. Dzięki temu, położenie czterech liter w stosunku do skorupy ziemskiej można regulować w zasadzie nawet nie wstając z fotela.
W Prestonie jakiś brytyjski geniusz inżynierii wpadł tymczasem na pomysł, żeby odbywało się to poprzez dokręcanie i odkręcanie wielkiej śruby z plastikową wygodną główką, ale zakończonej chamskim metalowym gwintem, który w czarnej powierzchni nóżek zostawia mniej więcej takie ślady, jak ruskie pepesze na murach Berlina w 1945 r. W efekcie po kilku wyjazdach nad wodę nóżki fotela wyglądają tak, jak byś ostrzył o nie kosę. W fotelu za siedem stów? WTF? I tak dobrze, że gwint działa w normalną stronę, bo przez chwilę naprawdę sądziłem, że tu też obowiązuje ruch lewostronny.
Gdyby jeszcze te śrubiszcza trzymały jak trzeba! Niestety, nawet po solidnym dokręceniu, zdarza mi się, że usadziwszy się wygodnie, nagle zjeżdżam z jednej strony o 4-5 centymetrów. Trzeba oczywiście wstać, poustawiać wszystko na nowo, a w międzyczasie - jak niedawno - można zobaczyć kątem oka dolnik wędki śmigający żwawo w stronę lustra wody, bo jakiś karp właśnie w tym momencie postanowił zjeść śniadanie…
Tyle w skrócie mojego marudzenia. Bo prawdą jest i to, że jak się już to bydlę prawidłowo ustawi, podreguluje, to siedzi się na nim jak na sofie za 30 tysięcy. Możliwości konfiguracyjne są przeogromne, zwłaszcza z podnóżkiem, a całość ostatecznie stoi bardzo stabilnie, nawet na stronym brzegu. Sęk w tym, że wymaga to ze 20 minut ustawiania, przestawiania skręcania itd. A może być też tak, że przejechawszy np. 90 km na ulubione łowisko, zataszczywszy 70 kg ekwipunku nad wodę oddaloną od parkingu o 3 km, zapłaciwszy za wejście, rozpakowawszy sprzęt, zorientujecie się nagle, że w domu została jedna teleskopowa noga fotela Monster Feeder firmy Preston. Akcesorium wędkarskiego, które moim zdaniem w pełni zasługuje na swoje miano
Dziękuję za uwagę.