Po deszczowym, ale ciepłym weekendzie, nadzieje na kolejne grzybokosy były dość duże. Wczoraj wyruszyłem na pierwszą sprawdzoną miejscówkę - tu dość słabo, bo chyba ktoś mnie uprzedził. Kilka odciętych trzonków, uświadczyło mnie o wcześniejszej obecności "intruza". Kilka małych prawdziwków wpadło, za to w miejscu na "czerwonsy" chyba nikogo nie było...
Mijając leśne ostępy, zbliżałem się do miejsca destynacji, coraz bardziej utwierdzony brakiem grzybiarzy na "moim" szlaku...
Po drodze spotkałem sympatycznego ponuraka...
Czas mi się kończył, ale postanowiłem zaryzykować i zagłębić się w dalsze, niezbadane dotąd miejscówki. Ryzyko mocno opłacalne
...
Czas mnie dopadł, a i pojemność torby się kończyła, a do zbadania jeszcze wiele miejscówek
. Kilkaset metrów do auta i ból ramion, trochę odebrały przyjemność grzybobrania....
.
Reasumując - ponad 2 godziny grzybobrania, 55 prawdziwków, ok.30 kozaków czerwonych, 20 czarnych, małe ilości podgrzybków i zajączków. W sumie prawie 10kg grzybów (lwia część prawdziwków) w 130min - mój nowy rekord!
Jeszcze z 2 wypady na prawdziwki zrobię, bo szkoda zmarnować tak dobry okres grzybiarski. Zeszłe 2 sezony to grzybna pustynia
.
Pora się wziąć za rybałkę, bo sprzętu przybywa odwrotnie proporcjonalnie do czasu spędzonego i wyników nad wodą
...