Zwir73 - może masz i rację, że 99% ryb odłowiono. Jednak nie chodzi mi tu o szukanie konkretnych winnych, pana Cześka czy jakiegoś tam Michała. Bardziej chciałem pokazać, że ryby zdychają, płyną kanałem, duszą się w wodzie. Jednak z jakiegoś powodu ktoś zadzwonił do gazety, na miejscu była straż miejska, miejscowi zabierali ryby do domu. Jeżeli byłoby tam dwóch, trzech gości 'panujących' nad sytuacją, nikt gazety by raczej nie alarmował.
Koszt woderów, czy podbieraków - to jest raczej niepotrzebne. Ja w domu mam trzy sztyce, z pięć siatek - pewnie każdy z wędkarzy ma podbierak, jak nie dwa lub trzy. Mam nawet wodery, mimo, że nie spinninguję. Tutaj jedynie można było pomyslec o pontonie na przykład, jakieś wannie, zaś przede wszystkim o kilku osobach trzymających rękę 'na pulsie'.
Myślę też, że nie zrozumiałeś konkluzji do końca. Po prostu rybami się ludzie nie przejmują zbytnio w Polsce. PZW dzierżawi wodę, nie jest właścicielem wszystkich ryb - dlatego tez nie poczuwa się do końca do odpowiedzialności, co też uwzględniłem w artykule. Chodzi tu bardziej o zachowanie się ludzi, wędkarzy zwłaszcza - i to nie tych z Gdańska. Ryb się nie szanuje i tyle. Tak było w Wilczej Woli. Skoro PZW tak robi (okręg tarnobrzeski temat olał najnormalniej w świecie, zaś rzecznik bronił tego stanowiska, co lepsze ten sam prezes ponownie zostaje wybrany na to stanowisko w niedługi czas po katastrofie!) - trudno aby wędkarze robili inaczej. I to jest problem.
Mieszkam w UK i wiem jak tutaj jest. Jeżeli pojawiłby się jakiś problem, wędkarze szybko skrzyknęliby się aby pomóc ratownikom z EA już działającym na miejscu, pewnie i ekolodzy plus miejscowi ludzie działali by aby ryby ochronić. Oczywiście - jeżeli ryby giną na takiej Odrze - to nie ma co z nimi zrobić - ale tutaj przecież sprawa była prosta, było gdzie te ryby przerzucić, był podany czas spuszczenia wody, wiadomo gdzie było ujście...
Co zaś do postrzegania PZW - najlepiej o tym świadczą same wody i czyny. Jeżeli ryb byłoby mnóstwo w Polsce - to nie ma problemu. Ale z roku na roku jest coraz gorzej! Jak więc można mieć inne zdanie? Gorzej chyba takiego nie posiadać lub udawać, że będzie lepiej. ZG zajmuje się rybactwem, WW są na minusie a mimo wszystko dalej robią swoje. 'Duże ryby nie przeżywają holu', 'zabieranie ryb jest normalne - wypuszczanie to sadyzm' , rekord bolenia zabity zostaje przez kogoś kto nie miał wagi. A WW wali cały opis złowienia ryby i ważenia, jakby było to najnormalniejsze na świecie... To jest przykład idący od góry! To słowa wybitnych redaktorów! A gazeta powinna dbać o edukację przecież. Karaś pospolity ginie, lina jest coraz mniej, zarybia się karpiem i amurem które zabierają miejsce rodzimym rybom. Nie chroni się drapieżnika, który odpowiada za równowagę wody. Zarybia się coraz więcej, nie dbając o to aby ryby same się rozmnażały, tarło przeżyciowe staje się na wielu zbiornikach coraz rzadsze - bo brakuje dużych i dojrzałych osobników. Pieniądze wędkarzy są marnotrawione, przepisów nikt nie zmienia... A przecież PZW ma takie wpływy, że gdyby chciało, to mogło by zmienić bardzo wiele. Kłusownictwo wędkarzy, polegające na łamaniu RAPRu to w Polsce norma.
Jaki obraz można mieć więc patrząc na takie wydarzenia w Gdańsku? Ufać PZW, prezesowi okręgu i jego słowom? Kto zostawia martwe ryby okolicznej ludności do zabrania, do spożycia musi być świeża ryba, to nie Korea Północna, że 'wezmą wszystko'! Czy może bardziej ufać słowom ludzi, zdjęciom i artykułowi? Czy rzeczywiście byli tak niewiarygodni?
Oczywiście tutaj dyskutujemy, to forum, nie myśl, że na Ciebie najeżdżam
Bardziej 'wylewam żale'
Mam nadzieję, że to był wypadek przy pracy. Ciekawi mnie czy okręg Gdańsk jest gotowy na kolejne takie akcje, czy nauczył się czegoś , wyciągnął wnioski. Czy ktoś zrobił coś, podjęte zostały pewne kroki, aby w przyszłości się to nie powtórzyło... A czy inne okręgi maja opracowany plan 'kryzysowy'? Czy koła mają takie schematy działania w przypadku nagłej katastrofy...? Bo ryby szybko zdychają, ale często część udaje się uratować!
Na koniec napiszę jeszcze o jednym zdarzeniu. W pewnej miejscowości było sporo dobrych łowisk, w tym kilka wyrobisk, z dobrą populacją ryb. Niestety przyszły upały, które były uciążliwe i długotrwałe. W czterech wyrobiskach ryby zdychały, przyducha sprawiła, że większość z nich padła. Śnięte karpie, amury, szczupaki, sumy - były olbrzymie - wędkarze nadziwić się nie mogli jakie ryby tam pływały! Ale co ciekawe - to przyducha nie wydarzyła się od razu. Z racji różnej głębokości w zbiornikach jeden po drugim był dotknięty brakiem tlenu. A okoliczne koło miało 300 członków! Rozmawiając z jednym z nich nie mogłem wyjść ze zdumienia, że nie zrobiono nic. Nic praktycznie! A przecież nie trzeba wcale tak wiele aby ryby uratować, przynajmniej na jednym zbiorniku. Smutne ale prawdziwe. Myślę, że gdyby był tam ktoś z 'jajami', i pomyślaby o jakiś pompach, przerzuceniu ryb do głębszego zbiornika - to sporą część udało by się uratować. A tak - tysiące jak nie dziesiątki tysięcy złotych zdechło w kilka dni, a wody już nie są takie same... Jest u wiele analogii do Gdańska, zabrakło 'pomyślunku' chęci pomocy wszystkim rybom. Straż nie użyczy pomp w upały, bo gasi pożary i ma mnóstwo roboty zazwyczaj, liczenie więc na nich nie jest dobrą strategia. Straty były tak wielkie, że chyba do dzisiaj wędkarzom z tamtego rejonu jest głupio... Nieudolność czy ignorancja?