Dzisiejszy wypad na No-Kill zaowocował dwoma karpikami. I to muszę powiedzieć, że jak długo łowię tak pierwszy raz miałem taką sytuację. Tyle co bezpiecznie podebraliśmy (kolega z sąsiedniego stanowiska pomógł podebrać rybę) i chciałem go położyć na macie, a tu na drugiej wędce odjazd. W tym czasie, kiedy pierwszy sobie odpoczywał w podbieraku, w wodzie, wpadł jak wściekły opiekun łowiska i z ryjem, że przetrzymuję rybę w podbieraku. Przecież nic się nie działo, chciałem spokojnie w drugim podbieraku wylądować drugą rybę i obie w dobrej kondycji, po uprzednim zmierzeniu i zważeniu, wpuścić z powrotem do wody. Na nic się to zdało, pewnym ludziom nie da się przetłumaczyć spokojnie i rzeczowo - trzeba było przekazać koledze wędkę i pierwszego karpia wypuścić bez dokumentowania jego obecności. Wagi nie znam (padły baterie w wadze) a zmierzyłem tylko drugiego karpia, który mierzył 64cm. Co ciekawe drugi wziął na coś, na co wg łowiskowej legendy "nie miał prawa" wziąć - pellet 12mm ochotka. Pierwszy pobrał na waftersa 8mm pomarańczowa czekolada. Ta ostatnia była "podpięta" do metody, na którą składał się podajnik 50gr z mieszaniną pelletu wanilia/miód, dodatkiem MMM i odrobiny zanęty truskawkowej. Pellet ochotkowy był założony na zestawie z bezpiecznym klipsem i do tego przypon z plecionki 25lb długości ok 35cm.