Stare dziady z PZW nie myślą prowędkarsko w wielu przypadkach. Należy pamiętać, że odłowy tarlaków najczęściej muszą się same sfinansować. Związek musi komuś za nie zapłacić (dowiedzcie się komu - tu też mogą wyjść ciekawe rzeczy
). W tym związku pełnym patologii, w którym jest kasa na odznaczenia, diety i wyżerkę, często nie ma w budżecie rocznym przewidzianej odpowiedniej kasy na takie odłowy. Wówczas to wyłącznym sposobem samofinansowania się takich odłowów jest po prostu sprzedaż ryb. Okręg w Toruniu ma jedne z najwyższych składek w Polsce, więc nie będzie się przejmował jakimś przeżyciowym tarłem. Po prostu corocznie weźmie się kasę od wędkarzy ze składek, a świeżuteńkiego szczupaka, będącego jeszcze w okresie ochronnym, w zgodzie polskim prawem rybackim sprzeda się w jednym ze sklepów rybnych należących do okręgu PZW
A są przecież badania (i to badania IRŚ - z którym de facto mocno współpracuje okręg w Toruniu) z których to badań wynika, że przeżywalność uwalnianych tarlaków jest naprawdę wysoka. Przeżywa ponad 90% ryb !!!! Oczywiście część ryb padnie już w trakcie odłowu. Jednak pseudo działacze wędkarscy, ta cała patologia polskich wód, ma wywalone na to czy coś przeżyje. Liczy się wyłącznie kasa, a z wędkarzy robi się matołów. Choć PRL dawno umarł, to wielu tym pseudo działaczom, często wywodzącym się z służb bezpieczeństwa PRL, jak i tych wychowanych w PGR-owskiej mentalności, wydaje się nadal, że mogą robić co chcą, bo czują się kimś w PZW.
Z drugiej strony pamiętajcie też, że presja na drapieżnika obecnie uzasadnia konieczność prowadzenia nim zarybień. Poza tym PZW musi odławiać tarlaki, jeżeli chce mieć materiał zarybieniowy w takiej ilości w jakiej zobowiązał się on w operacie rybackim, więc dużo zależy od tego kto tworzy operat rybacki i co z niego wynika. Jak np. okręg chciał wygrać przetarg na dany zbiornik, mając silną konkurencję w konkursie ofert, to mógł po prostu skłamać w ilościach drapieżnika i teraz ma problem, bo zawyżył w operacie ilość drapieżnika, którego corocznie musi wprowadzać do zbiornika. Ten pseudo system racjonalnej gospodarki rybackiej mu to umożliwia
Z drugiej strony jak koledzy opiniują operaty, a nie ma jakiejkolwiek kontroli, to kto komu udowodni brak jakiejkolwiek racjonalności w działaniu ?
Przeciwko Wam będą jeszcze pewnie świadczyć rejestry połowów wędkarzy (że zabieracie tego szczupaka kilogramami). Gdybyście mieli do nich dostęp moglibyście wykazać, że ta cała gospodarka rybacka okręgu związana z drapieżnikiem to jedna wielka ściema.
Faktycznie sama petycja może nic nie wnieść na tym etapie. Jednak przy wizycie w urzędzie marszałkowskim petycja z podpisami kilkuset osób już o czymś świadczy. Chociażby obrazuje to, że sytuacja nie podoba się dużej grupie ludzi.
Na pewno będzie miała to znaczenie, że urzędnik poważniej potraktuje wniosek, aniżeli wówczas gdyby był on składany przez jedną osobę i to jeszcze ustnie, a nie na piśmie
Natomiast to czy Wam coś zostanie udostępnione to już wynika z przepisów prawa. Dlatego też ważne jest właściwe uzasadnienie wniosku o udostępnienie informacji publicznej, bowiem urzędnik działa w granicach przepisów i jeżeli coś nie będzie dla niego "informacją publiczną" o której mowa w ustawie, to nic Wam nie udostępni, nawet jakby 1000 osób się tam podpisało i stało pod urzędem marszałkowskim
Równie ważne jest właściwe umotywowanie pisma do marszałka wskazujące na to, że takie odłowy są niezgodne z obowiązującym prawem rybackim (ustawą o rybactwie śródlądowym i rozporządzeniem dotyczącym operatu rybackiego). Nie mogą to być takie ogólniki w stylu, że zabierają nasze ryby
Walczycie z pewnym systemem naukowo-rybacko-urzędniczym, więc musicie być merytoryczni, bo przeciwko sobie macie naukę rybacką, przepisy prawa rybackiego, no i urzędników dla których to co jest w dokumentach to świętość. Rzeczywistość już taka być nie musi... taka święta, jak dokumenty.
Reasumując rzygać mi się chce jak muszę pisać takie rzeczy i czekam z utęsknieniem czasów jak to wszystko padnie