Od sierpnia nie zaglądałem na staw PZW no kill, w niedzielę przesiedziałem tam z feederami całą zmianę, równe osiem godzin. Karpie wciąż nie śpią, korzystają z pięknej pogody, spławiają się i biorą jak latem. Wprawdzie od jedenastej do szesnastej nic się nie działo ale wykorzystałem ten czas pracowicie i mogłem nawiązać przyponów na zapas
Po szesnastej w końcu pierwsze branie, do zmroku wyjąłem cztery karpie. Nie ważone, zmierzone dla porządku w rejestrze połowu. Trzy ryby z jednej formy 56-57cm i jeden na 66 cm. Nie sprawdziły się letnie przynęty, żadne owocowe, kukurydziane i słodkie, brania miałem tylko na zestawie ze śmierdzielem i parzonymi białymi na haku.
Z rozpędu, korzystając z wciąż pięknej jesieni pojechałem tam wczoraj po południu. Sąsiedzi łowili, ja do szarówki byłem bez brania, po osiemnastej trafił się karp 65 cm. Kolega obok wyjął pięknego japońca, nie mierzyliśmy go, tak na oko 45 cm. Wciąż trafiają się liny, ja niestety nie miałem okazji się spotkać z zieloną kluską.
Brania tylko na pikantną kiełbasę, żadne halibuty, kryle i skorupiaki nie dawały brań. Latem nie chciały tego dotknąć, teraz im smakuje. Woda się ochłodziła i pellet wytrzymuje w wodzie nawet 20-25min. Latem był z tym problem i nie raz po dziesięciu minutach nie było go na przyponie.
Wczorajszy, 65 cm: