Darku. Sprzeczność istnieje w tym, co mówi Ustawa, (jako prawo, którego powinniśmy przestrzegać, jeśli nie jest w konflikcie z Konstytucją), a Regulaminem i Uchwałą. A Regulamin i Uchwały nie mogą być w sprzeczności z Ustawą. To proste.
Nie Ustawa przewiduje zmiany, a PARP. Rozgranicz to.
Rzeczywiście. To uchwały PZW mówią, co może być łagodzone, a co zaostrzone. Ustawa nie mówi kto może łagodzić i zaostrzać. Czyli faktycznie jest tu ingerencja w to, co zapisane w ustawie. Z drugiej strony nikt, kto złamał zasady Regulaminu, a nie dopuścił się wykroczenia z Ustawy nie może być sądzony przez sąd. Ale jednak może zapłacić mandat nałożony przez PSR.
Nie jestem biegły w prawie, więc więcej pisać w tej kwestii nie będę.
Ryb nie dlatego nie ma, że zabierają je Wędkarze, albo że jakiś dziadek bierze wędkę i łowi rybę na obiad (za korzystanie z darów natury nie należy płacić nikomu), bo za 40 lat pracy otrzymuje głodową emeryturę.
Ryb nie ma, bo to konsekwencja złych decyzji, złego gospodarowania i braku wiedzy o przyrodzie decydentów.
Tutaj po części zgadzam się z Mirkiem.
Niewątpliwie, jeśli każdy wędkarz wypuszczałby ryby z powrotem do wody, to ryb w wodach byłoby więcej.
Jednakże nie oznacza to, że za niedobór ryb odpowiada jedynie wędkarz.
Przyjmijmy, że mamy wodę, w której jest 100 ryb. Pomińmy kwestie rozmnażania się ryb, bo tego nie jesteśmy w stanie oszacować. Tak więc przyjmijmy założenie, że są to ryby, które się nie rozmnażają (np. karp, węgorz). Przyjmijmy też założenie, że te ryby nie zjadają się nawzajem, nie zdychają, bo to też ciężko oszacować.
Jeśli łowiący zabierze z wody 5 ryb, to zarybiający wpuszcza 5 ryb. Tym sposobem utrzymuje się stała ilość ryb.
Nagle ktoś policzył ryby w stawie i okazało się, że jest ich tylko 60. A zatem nastąpiło zaburzenie w stosunku ryb zarybianych do wyławianych. Tak więc, biorąc pod uwagę, że ryby zabierane były zgodnie z obowiązującymi limitami, można przypuszczać, że zarybiający nie dał rady (nie miał pieniędzy?), aby utrzymać rybostan w ilości sztuk 100.
Skoro nie daje rady, to może:
- podnieść składki na zarybianie i zwiększyć zarybienia,
- wprowadzić dodatkowe limity zabieranych ryb.
Jeśli i jedno i drugie zostało wprowadzone, a ryb nadal jest za mało, to coś chyba jest nie tak.
Jedynym wytłumaczeniem mógłby być fakt, że wędkujący zabiera wciąż więcej ryb w niezgodzie z obowiązującymi limitami. A przecież wszyscy wiem, że fakty są zupełnie inne. Z roku na rok przybywa bowiem wędkarzy, którzy uwalniają złowione ryby.
Tak więc coś tu zdecydowanie jest nie tak!
Zacytuję tutaj sam siebie - jest to tekst, który popełniłem na innym forum dyskusyjnym.
Zobaczmy co stało się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat:
- zwiększono wymiary ochronne wielu gatunków ryb,
- znacząco zmniejszono limity dobowe wielu gatunków,
- wprowadzono nowe okresy ochronne dla niektórych ryb (m.in dla węgorza),
- wprowadzono górne wymiary ochronne (m.in. dla karpia, szczupaka, sandacza, okonia),
- wprowadzono obowiązek szczegółowego rejestrowania połowów,
- w niektórych okręgach wprowadzono nawet limity roczne (np. 35 szczupaków, karpi, linów czy pstrągów na rok),
- składki i opłaty PZW mają tendencję wzrostową,
- podział na okręgi spowodował, że chcąc łowić w więcej niż jednym okręgu, wpłacamy do PZW ogromne kwoty,
- liczba wędkarzy stosujących zasadę C&R
stale rośnie.
Jednak
mimo wszystkich powyższych punktów rybostan naszych wód wciąż ubożeje.
Z logicznego punktu wiedzenia niemożliwe jest zatem, żeby za ten stan rzeczy odpowiadał wędkarz zabierający ryby do domu.