Doszliśmy do tego, że wody normalne to dla wielu takie, gdzie trzeba się batożyć, by coś złowić. O, wtedy to jestem wielkim łowcą...
Za dzieciaka to na byle robaka i żyłkę z Gorzowa poskręcaną w sprężynę łowiło się okonia za okoniem. Teraz na mistrzostwach polski na ZZ łowią ich najlepsi z najlepszych przez dwa dni 10 na łebka. I to jest sukces na miarę możliwość PZW. Podawali ten cudowny wynik jako dowód na to, że w ZZ są ryby.
No są. I na pewno są tam liny po 50 cm, leszcze po 60, karpie po 90. Po jednym na pięć hektarów. I co z tego? Łowienie tam to jest normalne wędkarstwo, bo o rybę trudno? Ogarnijcie się, ludzie. Zdewastowana woda to nie jest naturalna woda. To jest dramat i trzeba głośno o tym mówić, a nie gloryfikować "prawdziwe, dzikie PZW". Tfu...
Edit: jeszcze bardzo lubię, jak ktoś porównuje wielkie jeziora po kilkadziesiąt albo kilkaset hektarów ze średnią lub małą presją... z moimi czy innych kolegów gliniankami po 1-5 hektarów, gdzie banda szarańczy łupi wszystko przez 7 dni w tygodniu 24 na dobę.