Doszliśmy do tego, że wody normalne to dla wielu takie, gdzie trzeba się batożyć, by coś złowić. O, wtedy to jestem wielkim łowcą...
Za dzieciaka to na byle robaka i żyłkę z Gorzowa poskręcaną w sprężynę łowiło się okonia za okoniem. Teraz na mistrzostwach polski na ZZ łowią ich najlepsi z najlepszych przez dwa dni 10 na łebka. I to jest sukces na miarę możliwość PZW. Podawali ten cudowny wynik jako dowód na to, że w ZZ są ryby.
No są. I na pewno są tam liny po 50 cm, leszcze po 60, karpie po 90. Po jednym na pięć hektarów. I co z tego? Łowienie tam to jest normalne wędkarstwo, bo o rybę trudno? Ogarnijcie się, ludzie. Zdewastowana woda to nie jest naturalna woda. To jest dramat i trzeba głośno o tym mówić, a nie gloryfikować "prawdziwe, dzikie PZW". Tfu...
Edit: jeszcze bardzo lubię, jak ktoś porównuje wielkie jeziora po kilkadziesiąt albo kilkaset hektarów ze średnią lub małą presją... z moimi czy innych kolegów gliniankami po 1-5 hektarów, gdzie banda szarańczy łupi wszystko przez 7 dni w tygodniu 24 na dobę.
To prawda na dużej wodzie (kilkaset ha) mimo wielkiej presji (np na takim Żywcu poza łowiącymi z brzegu zwykle na wodzie pływa 20-30 łódek) zawsze będzie większa szansa na okaz niż na zbiorniku np 10 ha obstawionym dookoła. Moja psychika nie wytrzymała by łowienia w takim miejscu. Gdybym nie miał wyboru chyba nie łowił bym wcale
U mnie zbiorniki 2 ha są obsadzone dookoła.
Nie da się łowić dalej niż 50m, ponieważ przerzucisz się z kolegą (czyt. starym dziadkiem z sygnalizatorem i jaxonem z siatką pełną płoci we wodzie), który od razu będzie miał do Ciebie pretensje i przyjdzie się kłócić - sytuacja powtarza się za każdym razem.
Tak wygląda wędkowanie od piątku do niedzieli.
Masa ludzi, stanowiska co 10m, PZW, płocie, małe karpie i krąpie.
Syf, syf i jeszcze raz syf - pełno puszek po piwie, butelek po wódce, papierki, folie, opakowania, a nawet ostatnio ZNICZE!!!
Sprzątam po tych SYFIARZACH praktycznie za każdym razem i co jestem nad wodą to na moim stanowisku zawsze jest jeden wielki burdel.
Wracając, dzisiaj także było to samo.
Masa ludzi - dziadki...
Myślałem, że w ciągu tygodnia w wolnym dniu sobie odpocznę, ale GRUBO się myliłem (nie rozwinę wątku).
Odławiałem karpie, po chwili zbiegowisko...
Daj pan rybę, bo i tak pan wypuszczasz.......
Oczywiście, że nie dałem i od razu wielka morda i zaczyna się kłócić...
Oczywiście to nie była sytuacja, która zniszczyła mój wolny dzień.
A i w weekendy jeszcze karpiorze muszą wywozić swoimi łódeczkami zestawy po całym bajorku.
Cieszcie się chłopaki tym co macie, bo u mnie jest KATASTROFA przez ogromne K, łącznie z pozostałymi literami.
Człowiek chce pojechać nad wodę w weekend - nie da się, wszystko zajęte, ostatnio objechałem 5 łowisk i każde obsadzone - siedzieli jeden na drugim.
Ostatecznie zrezygnowałem i wróciłem do domu.
W ciągu tygodnia to samo.
Oczywiście któż by inny jak nie dziadki?!
Powoli zaczyna mnie to już irytować.
Oglądam filmy na yt z PZW, są to prawdziwe dzikie wody, nawet te małe, natomiast u mnie wygląda to jak komercja (tylko, że ryb jest znacznie mniej i jest syf).
Sam tak myślałem dopóki nie pojechałem nad wody PZW w mojej okolicy.
Większe wody (40 ha+) też tak wyglądają...