Wczoraj mój drugi raz w życiu na Wiśle. Okolice Wyszogrodu. Tym razem wybrałem miejsce, w którym nurt na dwa dzieli ogromna wyspa. Poprzednio 100 g koszyczki mi płynęły po dnie. Przygotowany na taką ewentualność uzbroiłem się w dwa Gabory do 170 g i ruszyłem do boju. A na miejscu koszyczek 40 g wystarczał
W każdym razie, przygotowałem litr konopi z wyką + pellet 2 mm aż do wchłonięcia całej wody z gotowania. Piękna mieszanka. Będę nią nęcił pod metodę. Koszyk zalepiałem jakąś spożywką, którą w szafie miałem od lat.
Kilka koszyków na wstępie, potem zarzut z robakami. 5 sekund energiczne szarpania szczytówką, 15 sekund pusty haczyk. I tak rzut za rzutem. Stwierdzam, że łowienie jakiejś szarańczy mnie naprawdę nie interesuje. Miałem hak 10, pewnie gdybym założył 18 i dwie pinki, to bym łowił rybkę za rybką. Ale zmieniłem na pellet/kulki na włosie.
I pojechał Mostek nad Wisłę złowić brzanę lub ładne leszcze. A złowił... karpia
Co do skuteczności kulek i pelletów na dzikiej wodzie/rzece - pukania na szczytówce miałem non stop. Tylko rybki takie, że nie były w stanie zassać pelletu/kulki 8 mm.
W końcu rozłożyłem też drugą wędkę (bo przed przejściem na pellet nie było sensu), ale zarzuciłem bez nęcenia w inne miejsce, z ciężarkiem zamiast koszyka. Efekt? Zero wskazań przez 2h.