Kto sieje, ten zbiera jak mówi pewne przysłowie...
.
Po długim okresie posuchy na różnych łowiskach, w końcu wylądowałem na miejskim zalewie (ok.9ha). Od maja jest to łowisko NK (ciekawe jak długo
), a więc presja znikoma, bo mięcho w zamrażarce nie będzie się zgadzać. Dla mnie bomba, a więc zaczynamy z kumplem sypanie. Woda (1,5-2,5m gł.) w pewnym stopniu zarośnięta rdestnicą, a nasze miejscówki wytypowaliśmy na skraju zielska. Przez pierwsze 3 zasiadki przyglądałem się jak kumpel wyciąga amurki 4-5kg i przy bilansie 2:8 zacząłem zastanawiać się czy coś robię źle. Cierpliwość popłaciła i na następnej zasiadce pojawiły się m.in. sportowe karpiki.
Na razie biorą ryby sportowe z przedziału 4-6kg, ale waleczności im nie brakuje, dlatego karpiówki 10ft 3lb mają co robić. Wynik kilkugodzinnej zasiadki to 6 ryb na macie i 2 spięte w zielsku. Trafił się nawet wieczorny dublecik
.
Generalnie są to ryby z majowego zarybienia, przynęt i haczyków raczej nigdy nie uświadczyły, więc nie ma co wydziwiać. Ciężka metoda XL 50-60g, mix 50/50, na włosie słodka lub/i gotowana kuku, ale i kulki już weszły do gry.
Nagrodą za niedogodności street-fishingu są nocne widoki i kupa zabawy z walecznymi, aczkolwiek nie okazowymi rybami. Osłody dodaje fakt, iż ponoć pływa tu amur 28kg i ryby z zarybień z lat wcześniejszych (mięsne rządy PZW
). Walczymy dalej
.