W weekend zaliczyłem ostatni (jak będzie pogoda to może jeszcze raz się uda wybrać) wypad w tym sezonie na PW. Biczowanie wody przez całą sobotę i do południa w niedzielę z przerwą na kimkę. Noce już chłodne i rybki to czują. Coraz mniej ich przy powierzchni, co nie znaczy że nie udało się połowić.
Po przybyciu na stanowisko zacząłem się rozstawiać, a zaraz dojechal Artur, także już było super
Tym razem postanowiłem też odpalić feedera z zamiarem łowienia na bombkę w polu nęcenia PW, i okazało się to dobrym ruchem, bo sumarycznie rybek miałem więcej na feedera, za to największe wpadły na PW i SB. I to z fajnymi przygodami
Pierwszy (chyba
) zameldował się karp 11,5 kg - zapiął się za bok i dał mi nieźle w kość. To jednak nic, bo kolejna ryba sprawiła że zrobiło mi się naprawdę ciepło
Standardowo zarzut, dwa strzały procą, podciągnięcie i atomowe branie, za to odjazd jakiego w życiu nie miałem... Ryba jednym ciągiem wybrała ponad 100m żyłki, a jak zobaczyłem że przez przelotki przeszedł już węzeł z podkładu, to już było mi całkiem gorąco. Szpulkę już od jakiegoś czasu przytrzymywałem i jakimś cudem udało mi się ją wyhamować jak na młynku zostało parę zwojek (pierwszy raz w życiu widziałem żeby z młynka się zadymiło spod szpuli). Potem już monotonne pompowanie i zwijanie, a pod brzegiem okazało się że to amur zapięty za płetwę ogonową. Dobrze że był Artur i mi pomógł, bo zaparkować nim w podbieraku nie było łatwo
Amur sprory, taki 10+, niestety bardzo niekulturny bo postanowił szybko się ewakuować przed zważeniem. No cóż walczymy dalej... Cały czas coś się działo i dosyć szybko dołowiłem drugiego amura na PW - nowy PB 12,5kg
za to na feedera co jakiś czas meldowały się całkiem ładne karpie i jeden lampasik naturalnie wytarty (taki z 25cm), a jak Artur już się powoli pakował odwiedził mnie stary znajomy "Maciuś" - już 3 raz w ciągu ostatniego 1,5 miesiąca
i mam nadzieję że jeszcze się spotkamy
Po tym jak zostałem sam, dołowiłem jeszcze dwa karpie 9 i 10 kg i od 17:30 brania się skończyły. Po 20 się zwinąłem, po ciężkim dniu uraczyłem się zimną pianką i lulu.
W niedzielę na stanowisku byłem o 5:30 i powoli (jeszcze po ciemku) szykowałem stanowisko. Pierwsze rzuty już około 6 - orkę czas zacząć
Po chwili pojawił się na łowisku znajomy wędkarz (dobrze opanował SB) i usiadł niedaleko mnie - zawsze to weselej
no ale do rzeczy. Dosyć szybko zameldował się amurzasty 8+, i cisza... No to SB i walczymy dalej. Zaraz potem, po dość delikatnym braniu, za to pięknej walce, odwiedził mnie 11kg łuskacz. Na feederka też wpadł karpik, potem karaś 45+ na SB i leszczyk. Sąsiad dopadł 2 amury i o 7:30 finito, pustynia... Około 10 straciłem już motywację do biczowania wody, a po 11 powoli zacząłem się zwijać.
Podsumowując, wyjazd udany, bo mimo wszystko wpadło około 170-180 kg ryb. Głównie karpie w przedziale 9-11 kg, amury 8-12,5 kg, parę karasi 40+ i kilka leszczydeł
Wysłane z mojego AGS2-L09 przy użyciu Tapatalka