Dziwny i zarazem ciężki ten rok nad wodą dla mnie. Wszystkie ubite schematy nie mają racji bytu. Ostatnio dla odmiany (dawno tak tam nie łowiłem), zrobiłem 2 szybkie zasiadki feeederowe nad moją rzeczką - taki mały powrót do korzeni. Dzisiejsza sesja zapowiadała się pogodowo najlepiej i sprawdziła się w 100%.
swoje zrobiło i do 20.00 siedziałem w cienkim swetrze, co być może w tym roku się już nie powtórzy. Natrętne komary dostałem w gratisie, no cóż, coś za coś.
Do rzeczy - po ostatnich przymrozkach, ryby jakby doznały małego pobudzenia do żerowania i lokalsi zaczęli odwiedzać rzeczne miejscówki. To sygnał, że trza robić miejsce w zamrażarkach
.
Uciąg wody obecnie na koszyk 30g z kolcami, więc spombem wrzuciłem kilka "stolców" (zanęta+ziemia+glina+kuku+robactwo) i zacząłem regularnie obławiać łowisko koszyczkiem. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Japońce brały raz za razem. W sumie 20szt (kilka ładniejszych do 25cm) + 3 płocie. Jednym kijkiem było co robić, ale po zmroku brania stały się rzadsze, a i rybki mniejsze. Najważniejsze, że samopoczucie się polepszyło
.
Dwie zasiadki temu było dużo chłodniej, brań mało, ale konkretne (niektóre tak gwałtowne jak brzanowe - choć o nich mogę na razie pomarzyć). Ich sprawcami są takie łobuzy...
Zapewne uciekinierzy z pobliskich stawów hodowlanych, co w naszym rejonie nikogo nie dziwi. Wielkie okazy nie są (na razie do 1,5kg), ale frajdy z holu co niemiara. Póki co, trzeba się cieszyć z małych rzeczy. Tylko te szczytówki 4oz w moich Korumach nie do końca mi pokazują co bym chciał, ale to wkrótce może się zmienić...
.