Uwaga będę chwalić. Nie siebie i nie się - będę chwalić wędkę. Konkretnie najnowszy nabytek, Browning Sphere Bomb Plus 10. Trzymetrowy patyczek grubości słomki do picia w McDonald’sie. Wczoraj na wodzie PZW dłubałem nim sobie drobnicę w nadziei na lina. Żaden lin się oczywiście nie zameldował, nie mam do nich szczęścia, złowiłem w życiu tylko jednego. W pewnym momencie zaciąłem rachityczne branie, przekonany, że to kolejna ośmiocentymetrowa płoć, zakręciłem korbką - i poczułem, że kij gnie się aż po dolnik. Jakieś bydlę na haczyku rozpoczęło wściekłą ucieczkę w pobliskie grążele. Żyłkę miałem 0,23, na metodzie przypon 0,17 z bezzadziorowym hakiem 16, przystąpiłem więc do tej walki z rezygnacją, bardziej ciekawy, kiedy to wszystko strzeli w diabły niż przekonany, że dam radę. Wędka, wygięta niemal w literę U, nawet nie stęknęła. Wyjąłem typa spod grążeli po może 5 minutach walki, z dodatkowymi kilogramami zielska na podajniku. Karp 7,7 kg bardzo żywej wagi.
Piszę to na wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości czy to wędka na coś większego niż hodowlane karpiki po 1-2 kg.