Gratulacje Koledzy, widzę, że sezon w pełni.
U mnie wyjazd z przygodami. A to zapomniałem połowy rzeczy (palnika do kuchenki, koca na noc, grilla jednorazowego - ot chaos ostatnimi czasy u mnie zagościł).
Jednak "do brzegu". Plan był pojechać na Bobrowniki, ale igły nie szło wcisnąć, co dopiero o karpiówce tu mówić. Wówczas spadło na mnie całe pasmo niepowodzeń - wcześniej wspomnianych. Jak się okazało - było ono w swoim tragiźmie - czystym szczęściem.
Już miałem łamać wędki na kolanie, już chciałem Ultegry topić, ale... ale-ale nie.
Myślę jadę do domu. Passerati ukoiło moje nerwy, pojechałem po graty i pierwotnie założony azymut S-2 został wprowadzony do nawigacji. Wpadłem na S-2, oczom nie wierzę. No połowa (jeśli nie więcej) stanowisk wolnych. Zająłem jedynkę i po pół godzinie od rzucenia - pierwszy karpik. Pół godziny - drugi. No po prostu "Jaja Martineza", jak ochrzcił moje kulki Bartek Cobi92, działają. Cuda rzekłbyś.
Nocka spokojna, po 5 rano trzy odjazdy i spinki, później o 7 trzeci karp i na odjezdnym czwarty - ten mi dał popalić. Tego ostatniego nie "fociłem" tylko wypiąłem w wodzie, bo kołyska, sling już były wysuszone, a do domu mnie piliło - przyjeżdżali klienci oglądnąć Hondę.
Ogólnie po raz kolejny kule się sprawdziły, w zasadzie jeden zestaw zrobił trzy ryby, drugi tylko jedną. Nie zmienia to faktu, że potencjał jest, jakieś pierwsze wnioski przed zawodami - też są.
Oczywiście zdarzyła się tragedia - rozsypała się porcelanka na szczytowej przelotce na wędce od markera. Jako, że nie korzystam z niej często (a w zasadzie to rzadko ze wskazaniem na w ogóle) to strata nie jest dotkliwa.
Pierwsza nocka tego sezonu na plus. Duży plus.