Nie tak dawno rozmawiałem tel.z Panią Renatą chyba z godzinkę ile ich to kosztuje pracy i wyrzeczeń to nie będę opowiadał, powiem tylko ,że właściciele mają czasami dość.To jest orka 24 na dobę.
No i znów kłania się to co pisałem. Tam ktoś pracuje, wyrywa sobie żyły, ale to jego praca, zarobek, chleb. W PZW mamy stowarzyszenie, które dzieli się na klientów, tych którzy pracują społecznie i tych, którzy zarabiają. Nikomu nie ujmując, to inaczej nie będzie wyglądało, dopóki nie będzie zaangażowania wędkarzy. Płacę składkę, jadę na ryby, siadam na stołeczku, popijam piwko i mam wyje***e. Ustalane są jakieś bzdurne składki za "czyn społeczny"... Powinna być obowiązkowa opłata 150 złotych i koniec kropka. Nająć malarzy, nająć ludzi do pielęgnacji zieleni, nająć księgową, nająć konserwatora, cholera wie kogo jeszcze.
Firmy zewnętrzne. Poszło by dużo więcej kasy, ale była by przejrzystość majątkowa i temat załatwiony. Teraz, ciężką pracą wielu ludzi związek oszczędza miliony złotych, ale tego się nie docenia. Wtedy będzie komercja z prawdziwego zdarzenia! Płaci ktoś 300 złotych a oczekuje komercji. To ja pytam, za jakie pieniądze? Jak można w ogóle porównywać PZW do komercji. Komercja, żeby się utrzymać pobiera opłaty rzędu 10-30 złotych za dzień wędkowania! Liczmy 10, to mamy prawie 4 tysiące złotych rocznie. Gratuluję umiejętności logicznego myślenia wszystkim, którzy porównują komercje do PZW.
Uważam, że nie do końca masz rację. Jestem członkiem klubów w UK, jedno ma 35 wód. Tutaj strażnikami są społecznicy, i codziennie raz lub dwa ktoś się pojawia na danej wodzie. Jest porządek...
Jaka jest różnica między tym klubem a PZW? Po pierwsze - teoretycznie nie musi być wcale wielka, bo zasada działania jest podobna. Każdy zbiornik ma opiekunów, którzy codziennie wodę kontrolują. Zabieranie ryb - wcale nie musi tu być problemem, gdyż w UK opłata 100 funtów za rok jest wcale niewielka. W Polsce można za to dobrze zarybić. Gdzie więc jest szczegół lub szczegóły, w których ukryty jest 'diabeł'?
W PZW jest machina, która przeżera pieniądze, nie dając wiele w zamian. Prezesi, zastępcy, skarbnicy, sekretarki, siedziby, samochody, działacze, diety, sport, imprezy i sztandary i tak dalej i dalej. I już połowa składki idzie cholera wie gdzie dokładnie. W UK natomiast i prezes klubu jak i członkowie zarządu wszystko robią społecznie, ewentualnie skromne kwoty idą na jakieś przedsięwzięcia. Dlaczego w Polsce ma być inaczej? Dlaczego nie zrobić kół odpowiedzialnymi za swoje wody? Po co nam komunistyczne podejście w stylu 'wszystkie wody nasze są'? Czy nie lepiej aby PZW było stowarzyszeniem kół wędkarskich z częścią wód należącymi do wszystkich, gdzie opiekę sprawuje duży okręg?
Grzegorz, porównujesz Batorówkę, ale... To jest biznes! Tam nie może być 10 właścicieli, bo zyski będą dzielone na dziesięciu. Dlatego gospodarze zasuwają sami. To nie jest wcale dziwne, jak chcą - zawsze mogą zatrudnić kogoś do pomocy
W przypadku jednak koła mamy do czynienia ze wspólnym 'biznesem' właśnie. Jak pisze Michał, powinni być ci co działają, ci co płacą aby działali inni. Wystarczy stworzyć odpowiednie ramy działania, najlepiej dać kołom wolną rękę w działaniu. Niech oni podejmują decyzję co robić z wodami. Niech też oni mają tylko do niej dostęp
Zapewniam, ze nagle Polacy przejawią niesamowite zdolności organizacyjne. Bo nic bardziej nie dobija, niż 'wspólnota', gdzie są równi i równiejsi, gdzie nie ma kontroli i nie ma mechanizmów aby kontrolować członków. Gdzie są goście, którym trzeba płacić sute pensje za cholera wie co tak naprawdę.
Najważniejsze jednak jest to, ze Polacy muszą sobie zdać sprawę, ze sami są gospodarzami, nie zaś klientami. Wielu żąda ryb tak naprawdę, nie mając najmniejszego zamiaru działać w stronę, która zapewni stałą ich ilość (na odpowiednim poziomie). Dlatego tak ważne jest skończenie z gospodarką okręgową, trzeba postawić na stowarzyszenie kół, które same ustala opłaty za swoje wody jak również jak je będzie prowadzić. Konkurencja sprawi, że słabi zostaną wchłonięci przez silniejszych, zaś wygrają najlepsi, czyli ci co maja najwięcej członków. A to oznacza, że dostają najwięcej głosów. Koła PZW powinny dostać wody w swoje ręce, i zacząć nimi zarządzać, teraz jest to tylko pseudo zarządzanie. Bo tak naprawdę tylko na łowiskach licencyjnych mogą robić co uważają za słuszne. W innych wypadkach zgraja mięsiarzy spacyfikuje każdą lepszą wodę. 'Wspólne' czyli 'wszystkich' czyli niczyje... A wody muszą mieć prawdziwych gospodarzy. Zapewniam, ze wiele kół zyskałoby masę członków, chętnych płacić więcej za rok, chcących aby kontrole były częste i miarowe.
Suma summarum. Póki PZW będzie funkcjonowało na PRLowskich zasadach, tak długo będziemy na dnie lub jeszcze niżej dna schodzić. Trzeba normalności!