Okazało się, że trafił mi się nowy kij z uszkodzoną, wyszczerbioną przelotką, pierwszy raz w życiu (dwadzieścia rzutów i żyłka zmasakrowana na odcinku 20 cm, zawsze ok. 50 cm od przynęty). Przecież nie będę odsyłał kija i się użerał, więc dziś postanowiłem wymienić przelotkę. To była chwila: usunąłem starą, przygotowałem podłoże (oczyszczenie), dopasowałem nową przelotkę, położyłem omotkę, dałem warstwę lakieru. Nieźle wyszło, no i bardzo szybko. Napawając się dobrą robotą, wziąłem do ręki uszkodzoną przelotkę i jeszcze raz postanowiłem obejrzeć defekt, ostatni raz. Kurna, przecież było widać wyszczerbienie, niepotrzebnie wymieniłem przelotkę?! W tym momencie już wiedziałem, co odwaliłem: zamontowałem starą, uszkodzoną przelotkę. Luzik, nie takie głupoty się odstawiało, jutro poprawię. Niestety, rekord nieuznany.