To i ja na szybko...
Od 10 do 15 na pobliskim PZW, zaszalałem. Z tych 5 godzin 4 padało, a z tych czterech trzy lało jak z cebra
I tak. Po przyjeździe 10 wałeczków wstrzelone w miejscówkę. Rozkładamy bambetle i szybko parasol...
Pierwsza rybka po kwadransie od zarzucenia... i życióweczka 55 cm
Potem się rozbuchało. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie przeżyłem. Przez ten czas wyciągnąłem ponad 30 leszczy w przedziale 45-55 cm, z czego większość miała pod 50 cm lub więcej :O Trafiły mi się tylko 3 kajtki w okolicy 40 cm. To pewnie dlatego, że "zapomniałem" zanęcić wiadrem ziaren i 10 kilogramami ziemi z zanętą...
Jeszcze mi się dublecik trafił 50 i 48 cm, co przy łowieniu spod parasola opuszczonego poniżej linii oczu było naprawdę trudne do opanowania
(fota 2)
Całe moje szczęście, że po raz pierwszy od huhuhu postanowiłem zrobić dwie zanęty, inaczej w połowie by mi się skończyło łowienie.
Fantastycznie, że ciągle lało, byłem sam nad wodą, bo gdyby to, co wyrabiałem, zobaczyły dziady... miejscówka spalona do zimy.
A po powrocie do domu wykonałem czynności zakończone zdjęciem nr 3.
Nie, to nie z leszczy
Wieprzowo-wołowe z mozarellą w środku, zawijane w szwarcwaldzką.
Co za cudowny dzień!