Ponieważ w weekend padło na grzybobranie, postanowiłem dzisiaj na chwilę skoczyć na żwirownię. Korzystając z faktu, że mam nocki w robocie, zaliczyłem krótką 5 godziną sesję. Dojeżdżając nad wodę micha mi się mocno cieszyła. W końcu poniedziałek, pogoda paskudna to ludzi nad wodą nie uświadczę. Na miejscu wkurw... siedzi karpiarz na mojej ulubionej miejscówce...
Nieco zawiedziony rozkładam się w innym miejscu. Nigdy nie udało mi się tam zrobić fajnego wyniku, ale miałem przy najmniej możliwość zarzucania zestawów w pobliżu wyspy.
Łowiłem tradycyjnie na dwie karpiówki z zestawami do mf- 40 i 60 gram.
Zgodnie z moim przeczuciem, rybki nie były w ogóle aktywne. Pomijając drapieżniki, które kilka razy zdradziły się atakując drobnicę.
W duchu liczyłem jednak na jakiegoś jesiennego grubaska, kilka pięknych ryb w poprzednich latach, udało mi się na tej wodzie przechytrzyć. No i się udało
Jedno jedyne branie, ale atomowa rola. 10 minut emocji i ląduję na brzegu przyjemnego mulaka.
Ryba nie jest tak długa, ma 82 cm, ale otyła
Wagę mogę tylko szacować, gdyż moja okazała się niesprawna
Jak już wspomniałem było to jedyne branie tej wyprawy, ale i tak wracałem do domu zadowolony.