Jacek wreszcie namierzył miejscówkę. Teraz będzie musiał jej bronić jak lew przed wygłodniałym narodem.
Łowię w tym miejscu od jakichś trzydziestu lat...
Obronić ryb się nie da, bo 99,9% wędkarzy, którzy odwiedzają to jezioro, to kłusownicy. Mówię to z całą odpowiedzialnością, bo widzę, co tam się wyrabia. W większości są to wędkarscy idioci, którzy aż się trzęsą na widok każdego sandaczyka. Walczymy o wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych, prawda? K...a, przecież to bydło ma to głęboko w dupie, co my sobie tutaj pieprzymy. Jakiś klient przechwala się (informacja zasłyszana), że w kwietniu, w ciągu jednego dnia złowił ponad trzydzieści niewymiarowych, bardzo małych sandaczy, które wszystkie zabrał. "Ludzie, idzie sandacz!" - niesie echo po okolicznych wsiach i miasteczkach...