Witam wszystkich uczestnikow forum. Zjawiłem się tu trochę zwabiony deklaracją jego "postępowości" (z natury i przekonań jestem konserwatystą) ale głównie w poszukiwaniu doświadczeń użytkowników metody zwanej "na martwą rybkę". Jestem zdeklarowanym spinningistą (ze spławikiem i gruntem, po ponad trzydziestu latach przygody, rozstałem się definitywnie ponad 10 lat temu) więc oczywiście używać martwej rybki nie zamierzam. No ale ponoć łowienie na jej gumową imitację w ogólnym zarysie nie różni się zbytnio od "oryginału", co w tym sezonie mam zamiar sprawdzić.
Na koniec krótka charakterystyka wędkarska: moje miejsce zamieszkania to Wrocław, łowię głównie z łodzi i wyłącznie na sztuczne przynęty, złowione ryby wypuszczam (choć nie będę się zarzekał że raz na lat kilka nie zdarzy się... ostatnio się zdarzyło ze 3 lata temu), prowadzę do spółki z kolegą całkowicie amatorskiego bloga wędkarskiego i jeszcze bardziej amatorski kanał na YT o tematyce wędkarskiej.
Ulubione ryby (do łowienia, nie do jedzenia): sum (potem dłuuugo nic), okoń, boleń, sandacz (choć ten gatunek raczej należy we wrocławskich wodach do przeszłości) a jeśli szczupak to tylko z nudów, gdy nie łowi się żaden z ww gatunków, albo w charakterze przyłowu. Ubolewam nad swoim nikłym doświadczeniem pstrągowym, ale z braku odpowiednich wód w bliskiej okolicy miasta pstrągarzem już raczej nie zostanę.
Łowisko to niemal wyłącznie wrocławska i podwrocławska Odra, nad wodą spędzam lekko licząc co najmniej 100 dni w roku. We Wrocławiu jest to proste: od razu po pracy przystań, łódka i choćby te marne 2-3 popołudniowe godziny wędkowania, aby nie wyjść z wprawy i trzymać rękę na pulsie.