#19 - Rodzinny wyjazd na jezioro w Niedamowie.
Siema! Trochę nas tu nie było, ostatnio mieliśmy mniej czasu na wędkarstwo, prawie w ogóle nie jeździliśmy na ryby, ale przyszedł czas na tygodniowy, rodzinny, wakacyjny wyjazd nad jezioro w Niedamowie.
Kilka słów o wodzie…
Jezioro otoczone jest lasem, woda jest czysta, brzegi porośnięte trzcinami, liliami, do tego masa zatopionych konarów. Prawdziwy raj dla ryb, wyzwanie dla wędkarza. Słyszeliśmy, że jest tu dużo dziewiczych karpi i mieliśmy okazję się o tym przekonać! Jeśli chodzi o zagospodarowanie terenu, to jest to na najwyższym poziomie, do tego właściciel dbający o wszystko, przede wszystkim o ryby. Domek dosłownie 15 metrów od pomostu, obok altana, miejsce na ognisko, a nawet plaża! Wstawiam tu kilka zdjęć, żebyście mogli zobaczyć, jak tutaj jest pięknie.
Kilka słów o taktyce…
Dzięki uprzejmości Pana Macieja, do dyspozycji mieliśmy większą część jeziora. Wykorzystaliśmy to najlepiej jak tylko mogliśmy. Łowiliśmy na 4 wędki. 3 zestawy położyliśmy na około 1,5 metra głębokości, przy brzegach, w zatokach. Jeden zestaw na 6 metrach, przy zatopionym drzewie. Jeden z zestawów wywożony był na około 400 metrów, pozostałe na 200-250 metrów. Zestawy kładliśmy dosłownie w liliach, także praktycznie po każdym zacięciu ryba była już w zaczepie i musieliśmy płynąć po nią łodzią. Łowiliśmy na kulki proteinowe o smaku czosnku, muszli oraz truskawki, oraz na orzechy tygrysie WB Truskawka-krem, które zdecydowanie okazały się killerem na tej wodzie. Niestety nie udało opędzić się nam od leszczy, ale to nieunikniony przyłów w karpiowaniu.
Dorzucę wam zdjęcia zdecydowanie dwóch najlepszych miejscówek.
Miejscówka nr 1. Kładliśmy zestaw dosłownie 2 metry od tego drzewa, na spadzie o głębokości około 6 metrów. Drzewo rosło też pod wodą, więc niestety straciliśmy na nim kilka ryb, ale wpadła tutaj też jedna z większych ryb wyjazdu.
Miejscówka nr 2. Najdalsza wywózka, ponad 400 metrów od brzegu. Na zwężeniu jeziora, centralnie na wejściu do największej zatoki. Padły z niej 2 największe ryby wyjazdu.
Doba 1.
Po zajechaniu nad jezioro około godziny 13. Przyszedł czas na rozpakowywanie. Po rozwinięciu sprzętu wypłynęliśmy nad wodę w celu znalezienia miejscówek.
Po wywiezieniu zestawów zaczęło grzmieć. Dosłownie 15 minut po burzy swinger maksymalnie się naciągnął, akurat stałem przy wędce, więc zaciąłem w czas, ale niestety ryba już była na zaczepie. Łowimy na żyłkach, także na tej odległości rozciągają się one na tyle, że brania ewidentnie są sygnalizowane z opóźnieniem. Popłynęliśmy po rybę, ale niestety spięła się jeszcze zanim dopłynęliśmy do lilii, w które weszła. Niestety pierwsze branie i pierwsza spinka, ale nastawiło nas to pozytywnie, bo branie nastąpiło bardzo szybko! Przewieźliśmy zestaw, znów zaczęło padać i lekko grzmieć i znów po tej burzy kolejne branie z tej samej miejscówki! Tym razem udało się wydostać rybę z lilii i po krótkiej walce w podbieraku ląduje pierwszy karp z niedamowa! Był niewielki, miał może z 2-3kg, także bez ważenia wypuściliśmy go do wody.
W tym dniu nic już się nie wydarzyło. Dodam, że oba brania były na orzechy tygrysie truskawka-krem WB.
Doba 2.
Około południa zrobiliśmy przewózki. Pogode na wakacje mieliśmy idealną, ponad 30 stopni i prażące słońce, ale taka pogoda na ryby idealna niestety nie jest. W dzień totalny brak brań. Pierwsze branie w tej dobie mieliśmy dopiero około godziny 22 na zestawie położonym w najdalszym miejscu – wejściu do zatoki oddalonej około pół kilometra od nas. Ryba nie weszła w zaczep, także udało mi się ją ściągnąć do brzegu i okazało się, że był to…. Około 2 kilogramowy leszcz. Niestety. Odhaczyliśmy go i wypuściliśmy do wody. Kiedy z tak dalekiej wywózki bierze ci taka ryba, to naprawdę demotywuje i to bardzo. Przewieźliśmy zestaw i czekamy dalej. Niecałą godzinę później sygnalizator na zestawie położonym najbliżej, przy prawej linii brzegowej zaczyna wyć! Typowo karpiowy odjazd. Niestety zanim dobiegłem do wędki, ryba była już w liliach. Popłynęliśmy po nią i udało się wygrać tą walkę. Drugi karp z Niedamowa, niestety – drugi mały.
Doba 3.
Niedługo po północy budzi nas kolejne branie! Z tego samego miejsca, co poprzednie. Znów po zacięciu ryba jest już w zaczepie. Wchodzimy z Kacprem na łódź i płyniemy. Ryba była mocno wplątana w lilie, ale znów udało się! Piękny sazan ląduje na macie. Nareszcie coś zaczyna się rozkręcać! Waga pokazała niecałe 7kg. Zdjęcia które robione były rano, a w opisie ryba jest łowiona w nocy oznaczają tyle, że przetrzymywaliśmy karpie w worku karpiowym do rana w celu zrobienia zdjęć.
Poszliśmy dalej spać, wstaliśmy o 4:30 w celu zrobienia sesji z rybą. Po sesji znów czas na sen, ale niezbyt długi! 6:30 – Centralka zaczyna wyć, wybiegam z domku – odjazd na zestawie położonym najdalej, na wejściu do zatoki. Oczywistym było, że ryba jest już w zaczepie, wsiedliśmy na łódź i popłynęliśmy po nią. To była póki co najlepsza walka tego wyjazdu. Jakieś 10 minut męczyliśmy się, żeby wydostać karpia z lilii, gdy już to się udało ryba uciekła na wodę i tam męczyła mnie kolejne 10 minut. Niesamowita siła dziewiczego karpia. Ważył 9 kilogramów!
To był dopiero początek tego dnia, ale była to zdecydowanie najlepsza doba wyjazdu.
Około południa przewieźliśmy zestawy. Do wieczora nic już się nie wydarzyło, ale najlepsze było dopiero przed nami. Około godziny 21 branie, znów z najdalszej zatoki, brak odjazdu, swinger tylko się naprężył, ryba już była w zaczepie. Kacper popłynął z tatą, walka trwała jakieś pół godziny. Zdecydowanie jeden z bardziej emocjonujących holu tego wyjazdu, karp dosłownie wciągał Kacprowi wędkę do wody. Do tej zatoki da się dojść linią brzegową jeziora, także mimo, że nie płynąłem łodzią, bez problemu mogłem oglądać hol z odległości dosłownie 15-20 metrów. Wreszcie po udanej próbie podebrania Kacper krzyczy, że ryba jest ogromna! Po spłynięciu do brzegu położyliśmy na matę przepięknego karpia! Waga pokazała 14,250kg! Zabrakły 3 kilogramy do rekordu jeziora!
Po przewiezieniu zestawu usiedliśmy wszyscy przy ognisku, w świetnych humorach, zrobiliśmy sobie po drinku i myśleliśmy, że limit szczęścia na ten dzień został wykorzystany! Jak teraz o tym piszę, to mam ochotę cofnąć się do tego momentu, klimat niesamowity. Jezioro otoczone lasem, zmierzch, migająca centralka, świetna rodzinna atmosfera… wakacje marzeń.
Chwilę przed godziną 24 słychać piknięcie sygnalizatora, szybko idę do wędki (Zacinaliśmy na zmianę). Świeci się sygnalizator na wędce położonej na 6 metrach, przy zawalonym konarze drzewa. Poprzedniego dnia straciliśmy już tam rybę. Po jakiejś minucie od pika znów coś się dzieje, sygnalizator powoli zaczyna się unosić – momentalnie zacinam wędkę i staram się jak najszybciej odciągnąć rybę od drzewa. Udało się! Szybka reakcja zabrała rybie szanse wejścia w zaczep. Czas na pierwszy hol z pomostu tego wyjazdu, pierwszy raz nie było trzeba płynąć łodzią po rybę. Zestaw wywieziony był na jakieś 300 metrów, także mimo wszystko hol do krótkich nie należał. Ryba przeszła mocno w lewo, ale udało się to skontrolować. Walka na dobre zaczęła się dopiero przy pomoście. Już tam głębokość to 3-4 metry, także ryba trzymała się mocno dna i nie chciała dać się unieść. Czułem spory ciężar, większy niż ten przy 9 kilogramowym karpiu, którego ciągnąłem rano. Wreszcie udało się oderwać go od dna, kilka odjazdów i ewidentnie mój przeciwnik opadł z sił, poddał się. W podbieraku ląduje kolejny przepiękny karp! Szybko zważyliśmy go i wrzuciliśmy do worka, w celu zrobienia porannej sesji. Ryba ważyła 11,400kg!
Waga ciężka definitywnie polubiła nasze przynęty!
Do samego rana nic już się nie wydarzyło.
Doba 4.
Znów około południa przewieźliśmy zestawy. Po raz kolejny do wieczora nic się nie działo. Pierwsze branie było dopiero około godziny 23. Niestety był to około 2 kilogramowy leszcz, ciężko było się od nich opędzić. Po odhaczeniu wrócił do wody, popłynęliśmy z Kacprem przewieźć zestaw i wtedy słyszymy odjazd na brzegu. Tata zaciął rybę, ale po chwili widać było, że nawet jej nie holuje, to oznaczało tylko jedno, zaczep. Wróciliśmy na brzeg, tata wskoczył do łódki i płyniemy. Ryba oplątała się mocno w podwodnych gałęziach, ale po około 15 minutach udało się ją wyplątać. Ląduje w podbieraku! Niewielka, ale dała nam sporo nerwów! Karp miał około 5 kilogramów, także odpuściliśmy robienie zdjęć. Wypuściliśmy go od razu do wody. Około godziny 2:30 byliśmy już w domku i w sumie szykowaliśmy się do spania. Nagle, słychać piszczący sygnalizator na zewnątrz, ale centralka milczy. Pomyślałem, że to może branie u sąsiadów z drugiego stanowiska, ale to było przecież dosyć daleko… I wtedy centralka zaczyna wyć. Nie wiedzieć czemu załapała z opóźnieniem. Była Kacpra kolejka na zacinanie, ale on był w łazience. Pobiegłem do wędki, znów branie w najdalszej miejscówce i mimo odjazdu ryba była już w liliach. Kacper po chwili szybko przybiegł i płyniemy. Udało się dosyć szybko porozplątywać żyłkę w liliach, a ryba była już daleko na wodzie, na środku zatoki! Walka trwała jakieś 20 minut, nie szło oderwać jej od dna. Kacper mówił, że walczy bardziej niż ten 14+. Wreszcie ukazał się naszym oczom, kolejny ogromny karp! Udało się go podebrać i teraz pytanie czy jest większy niż tamten? Spłynęliśmy do brzegu, położyliśmy go na macie i oceniliśmy na 13-14kg. Waga pokazała równe 14 kilogramów! Minimalnie mniejszy od poprzedniego, zostawiliśmy go do rana i poranna sesja wyszła genialnie!
W zasadzie, najciekawsze już za nami. Kolejnych dób nie ma co szczegółowo opisywać, bo szału nie było. W dzień jak zawsze cisza, ryby budziły się do żeru dopiero przy zachodach słońca. Wpadło jeszcze kilka karpi w przedziale 5-6 kilogramów. Kilka kolejnych przyłowów w postaci leszczy. Ostatniej nocy, znów z głębokości 6 metrów złowiłem sazana, zostawiliśmy go w worku do rana, a nad świtem było kolejne branie z zatoki. Tym razem holował Kacper, też trafił mu się karp pełnołuski. Zrobiliśmy sobie fajne wspólne zdjęcie, takie na zakończenie tej przygody!
PS: Ta reklama łodzi z tyłu wyszła przypadkiem, żeby nie było!
Podsumowując złowiliśmy 13 karpi, około 10 leszczy. Woda okazała się trudna, ryby trzymały się tylko tych miejsc, gdzie było najwięcej roślinności. Próbowaliśmy łowić też na wodzie, ale niestety bez efektów. W domku obok nas byli wędkarze, którzy przez 2 tygodnie złowili 3 malutkie karpie, mimo, że łowili na 9 wędek, to dopiero musi być denerwujące! My nasz wyjazd zaliczamy do jak najbardziej udanych, infrastruktura łowiska jest świetna, nieprawdopodobny klimat, na pewno tam wrócimy, może jeszcze w tym roku!
Teraz czas na chwilę przerwy, a potem powrót albo na Margonin, albo na lipiny, bo tam też chcemy jeszcze zapolować na jakiegoś fajnego karpia. Pozdro!