https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1022617%2Cministerstwo-zdrowia-ogranicza-sprzedaz-amantadyny.html?fbclid=IwAR2a8SOf8890eyx68liiKfDvgN21XTk7jfZqSTjSAwPd8yKcss_aOe6wRLY
No wreszcie. Nad wszystkim czuwa gospodarz domu, nie da on krzywdy zrobić nikomu.
Miej świadomość tego, w jakim kraju żyjesz. Żyjesz w kraju pełnym "lekomanów", gdzie masz największą ilość aptek na kilometr kwadratowy w Europie (a może i na całym świecie). Żyjesz w kraju, w którym ludzie są schorowani, dla których słowa odpowiednia dieta i zdrowy tryb życia nie istnieją, a publiczna służba zdrowia jest w fatalnym stanie. Rozmawiając osobiście z lekarzami z oddziałów covidowych widzę, że coraz częściej trafiają do nich ludzie, którzy żarli sobie w domu amantadynę, bo im jakiś doktor z Koziej Wólki na luzie to przepisał, bo przecież pacjent się uparł, gdyż wyczytał w internetach o pozytywnych skutkach tego leku. Zamiast np. trafić w poniedziałek do szpitala, często trafiają oni dopiero w piątek. I wówczas mówi się do takiego gościa: "Sorry Panie, ale trzeba było jeszcze dłużej się leczyć w domku amantadyną". A on na to: "Panie doktorze, ale ona uratowała mi życie". I jak z takim imbecylem wówczas rozmawiać ? Nie da się. On i tak wie swoje. Wiesz ilu dziś takich "ananasów" trafia na oddziały covidowe? Cała masa. Dlatego nie dziwię się reakcji ministerstwa. Oczywiście takie akcje z narodowym żarciem amantadyny, to tylko gdzie są ? Oczywiście, że tylko w Polsce, pełnej internetowych fachowców od leków.
Przecież widać jak na dłoni, że szczepionki działają
Nie zawsze. Mam dobry przykład. Mój brat z małżonką zaszczepił się jedną dawką Johnson & Johnson. Nie zadziałała. Zachorował. Testy wykazały zakażenie covid. On młody, "zdrowy chłop", aktywny sportowo bardzo słabo przechodził covid. Miał przez 5 dni gorączkę, a jego żonie nic nie było. Takie kuriozum. Z drugiej strony w jego pracy byli np. tacy niezaszczepieni, którzy przechodzili wirusa znacznie gorzej niż on. A było to w tym samym czasie. Kończyło się to wizytą w szpitalu. Jednak byli też tacy niezaszczepieni, którym nic było. Mój brat nie zakaził się na dwóch zagranicznych wyjazdach, w skupiskach dziesiątek lub setek osób z którymi przebywał na co dzień w pracy. Zakaził się, gdy odwiedził go stary kolega, którego nie widział od lat. Kolejne kuriozum. A był zaszczepiony, zdrowy, mocno aktywny sportowo.
Już teraz widać, że nie na wszystkie mutacje szczepionki będą działały jednakowo i trzeba np. będzie, tak jak w przypadku szczepów grypy, szczepić się systematycznie. Na chwilę obecną przynajmniej trzecią dawką. Dla mnie jest to normalna sytuacja, jeżeli chodzi o tego typu szczepienia, dla innych spisek państwa, ograniczanie ich praw, zagrożenie dla zdrowia i fakt, że szczepionki nie działają
Nie zmienia to bowiem faktu, że szczepionki przeciwko covid ograniczają mocno epidemię i pozwalają wielu osobom przejść to spokojnie, a wielu pozwalają w ogóle dalej żyć. Jednak tak naprawdę nie wszyscy ich potrzebują. Wówczas jednak takie osoby muszą "wziąć na klatę" ryzyko, bo nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jaka mutacja nas trafi i z którą to mutacją nasz organizm będzie miał spory problem, aby sobie poradzić, bo na oddziałach covidowych coraz częściej lądują dzieci oraz "młodzi zdrowi". Jeżeli szczepionki pozwalają mi w znacznym stopniu, choć oczywiście w niepełnym, ograniczyć to ryzyko, to ja się na to piszę, nawet jak będę musiał się szczepić, tak jak przeciwko grypie. Aha nie szczepię się przeciwko grypie, bo przez kilkadziesiąt lat życia miałem ją może z 5 razy, tak jak z 5 razy może byłem w życiu chory. Jednak dla mnie covid, to nie grypa.