Zaraz mnie tu rozerwą na strzępy, ale trudno. Ciekaw jestem jak wy to oceniacie. Co? Ano wyższość "zawodowców" nad wędkarzami rekreacyjnymi. Wczoraj chciałem odpocząć i trochę połowić na jednym z komercyjnych łowisk. Dzwonię do właściciela i pytam czy będzie miejsce. - Nie, dziś mamy zawody! - odpowiada. - Nie daję za wygraną. - Może jutro - pytam. - Też nie, jutro eliminacje do kolejnych zawodów. Najlepiej sprawdzić na stronie. Sprawdzam, a tam od połowy kwietnia do końca maja tylko jeden weekend bez zawodów! Rozumiem, że są mistrzowie, którzy lubią rywalizację i szybkościowe wyciąganie ryb z wody, by po kilku godzinach zasiąść za stołem i zjeść kiełbasę z grilla popijając piwkiem. Co jednak mają robić ci, którzy wolą w sobotę lub niedzielę odpocząć, złowić fajną rybę i nie mieć wokół siebie watahy zawodników, którzy walczą o tytuł mistrza koła, mistrza wędki do 3,3, mistrza białego robaka, czy mistrza dwóch ziaren kuku. Możliwości jest bez liku. Zawody jednodniowe, dwudniowe, weekendowe i co kto wymyśli.
Ja jednak uważam, że w ten sposób panoszący się na komercyjnych łowiskach "zawodnicy" w pewien sposób "terroryzują, a może wykluczają tych, korzy chcą rekreacyjnie pomoczyć kija w wodzie i mają jedynie wolny weekend.
Wiem, wiem, powiecie- jedź sobie na wody PZW, albo przyjedź w... poniedziałek. Ja jednak widzę już ten "zawodniczy" problem. Właściciel łowiska poradził mi, bym zapisał się na zawody. To mnie niestety nie kręci zupełnie, wolę jednak posiedzieć nad wodą bez napinki i całej otoczki zawodów. Reklam sponsorów, zaglądania przez ramię jak idzie, ważenia, spisywania itp. Jak uważacie? przesadzam, czy to już jest problem? Ten wpis jest zamiast. Tak, zamiast wędkarskiej niedzieli, mam dzięki rezerwacji łowisko na zawody, dzień przy komputerze.
Jeśli to nie jest w dobrym temacie, to admin może zmienić.