Łowisko Pod Borem to woda, na której dane mi było łowić czwarty raz. Zbiornik ma prawie pięć hektarów powierzchni, i sporą populację karpia, wzmocnioną amurem i jesiotrem. Oprócz tego jest tam też i drobniejsza ryba, jak lin, okoń, płoć, wzdręga... Okazy karpi mają do 20 kilogramów, amury dorastają do 10 kilo, jesiotry podobnie, oczywiście wciąż rosnąc. Co ciekawe - pomimo, że ryby sporej jest dużo, to nie jest ona łatwa do złowienia. Niby koncentracja jej jest silna, a jednak nie każdy łowi...
Mój pierwszy wypad dwa lata temu to było tak naprawdę poznanie łowiska. Wybór białych robaków i zestawu z koszykiem do tego łowienia okazał się niewypałem, populacja drobnicy jest zbyt duża, mała głębokość łowiska wyklucza skuteczność tej techniki. Używanie spomba i mocne nęcenie dało umiarkowanie satysfakcjonujące wyniki, bo mogło być lepiej gdyż... No właśnie!
Piotr, który łowił tam kilka razy w tym roku, zawsze siekł ryby jak się patrzy. Zazwyczaj nie dawał rady obsłużyć dwóch wędek, pomagał mu nawet jego młodziutki syn w zmaganiach
Karpiarze zazwyczaj mogli tylko zaciskać zęby w bezsilności, widząc jak on łowi na feedery i małe kołowrotki ryby, jakich oni łowić nie mogli. Wystarczy powiedzieć, że wpadł Piotrowi największy z karpi tego łowiska, ważący 19.60 kilograma.
Piotr i jeden z karpi Ochabów.W czym więc jest problem? Co sprawia, że łowił on tak dobrze, a karpiarze z łódkami tak słabo? Kilka testów dało mi zaskakujące wnioski, podobnie jak wcześniejsze wyniki, oczywiście nie tylko moje ale i naszych forumowiczów...
Przede wszystkim taktyką Piotra było łowienie podajnikami do Metody typowych rozmiarów, bez wstępnego nęcenia. Po prostu zarzut na sporą odległość, najlepiej w miejsce, gdzie ryba się spławia, dawał już rezultat. Późniejsze rzucanie w ten rejon, bez klipa lub z nim , powodowało, że ryba się częściej pojawiała, dwie wędki trudno było obsłużyć, tym bardziej trzy (a zdecydowana większość karpiarzy łowi z użyciem trzech wędek). im więcej zarzutów, tym więcej pokarmu, co sprawia, że ryba się tam zatrzymuje na dłużej. Gdy zastosowałem ten sam patent, okazało się, że mam wyniki, praktycznie identyczne. Stopniowe wprowadzanie podajnikami kolejnych porcji 'jedzenia' powodowało, że brań było więcej, po prostu rzucając zestawy na około 50-60 metrów.
Jak się okazuje, ryba z Ochabów jest bardzo podejrzliwa i sprytna. Ogólnie ucieka od źródeł hałasu, zwłaszcza od łódek zanętowych. Tam, gdzie łowisko ma większą głębokość, tam użycie łódek daje lepsze wyniki (stanowiska 1-4), lecz na płytszej części im więcej się ich używa, tym gorzej. Stąd te próby podjeżdżania pod druga stronę. Sfrustrowani karpiarze gonią spławiające się ryby wyjeżdżając dalej łódkami, nie rozumiejąc, że o wiele skuteczniejsze jest kładzenie zestawów na danej linii, na przykład na 50-60 metrach. Podobnie płoszy też spodowanie. Samo uderzenie spoda czy spomba o wodę nie jest chyba tak złe jak samo ściąganie zestawu. Dla mnie zazwyczaj oznaczało to brak brań przez godzinę do nawet czterech, choć czasem brania zdarzały się szybciej. Tutaj oczywiście należy zauważyć, że są dni, gdzie ryba bierze bardzo dobrze, nie jest ostrożna, i wszelkie zestawy praktycznie łowią, bez znaczenia jak się łowi praktycznie. Co do inteligencji ryb - sprytny jest karp, ale nie jesiotr, których liczebność jest w stosunku do karpi to szacunkowo 1:20, a nawet 1:30, a pomimo tego łowione są często, co wskazuje, że nie są ostrożne i mądre. W wędkarskich wynikach jesiotra łowiliśmy jako co drugą lub trzecią rybę!
Moja teoria jest taka, że warkot śruby łódki lub zwijany spod, robią hałas, którego ryba na tak obleganym łowisku chce uniknąć. Dlatego właśnie obserwowaliśmy przemieszczanie się ryb, i spławy najczęściej tam, gdzie nie ma zestawów, czyli bez wędkarzy. To świadczy o inteligencji ryb, i o tym, że nie jest ona wcale taka łatwa do złowienia. Jak się można domyślić, o wiele rzadziej wpada ona w pułapkę, gdy szuka jedzenia tam gdzie jest cicho! Dlatego plusk podajnika to coś co jej nie płoszy, wręcz zachęca do szukania, gdyż zdecydowana większość łowiących tam to ludzie z łódkami. Dowodem na to jest częstotliwość brań, które następują do 15 minut po zarzuceniu. Z moich obserwacji, co trzecie następuje właśnie po zarzuceniu. Jak to jest, ze nie mamy żadnych wskazań przez dwie godziny, a po przerzuceniu mamy rybe w ciągu kilku minut? One muszą reagowac na taki plusk! Nie było tak natomiast z posiadaczami łódek. Kto wie, czy też trzy wędki im nie przeszkadzają jeszcze bardziej! Bo to przecież jeszcze więcej hałasu! Chyba wląśnie łódka na wielu wodach powoduje, że ma się drastycznie gorsze wyniki. Wędkarze myślą, ze to jest wielki plus i skok w suteczności, a tak naprawdę może być na odwrót.
Amur złowiony w maju tego roku na Ochabach.Kolejna rzecz to rozmiar i rodzaj przynęt, miksy oraz rozmiar podajników. Używanie podajników ESP 56 gramów dawało mi tyle brań co Piotrowi z klasycznym Drennanem. O ile jemu łowiło jedno ziarno kukurydzy, mi łowiły dwa. U niego hak miał wielkość 12, u mnie 4 lub 6, wyniki podobne. Działały nam podobnie smaki kukurydzy - anansowy, czosnkowy, truskawkowy czy gumy balonowej. Dodatkowo rodzaj miksu nie miał znaczenia (Piotr miał dwie opcje miksu 50/50), jak u mnie pelletów karpiowych Skretting 2 mm, czy mieszanki pelletów owocowych Stalomax. Tak więc kolor pelletów czy kukurydzy nie miał większego znaczenia. Wnioski co do skuteczności też są zaskakujące. O ile wafters w kolorze pomarańczowym o smaku brzoskwini i pieprzu u mnie nie dawał żadnych brań, Jędrzej łowił na niego dobrze, w tym największego karpia (14 kg)! Sprawdziły mi się pellety pikantna kiełbasa również, w ogóle chłopakom wchodziły ryby na różne rzeczy... Znaczenie miał mocno sposób prezentacji, lokalizacja i donęcone miejsce - te rzeczy robiły grę. Po prostu - każdy z nas miał inne przynęty i miksy, i każdemu łowiło coś innego
Gdy ryba była w łowisku, łowiła każda przynęta. Jak się odsunęła, nie pomagały żadne kombinacje, w tym alpejskie
Na pewno jednak ma znaczenie jakość miksu. Coś takiego jak zanęta MMM, solidne pellety na mączkach, to rzecz bardzo istotna. Podobnie jak częste zarzuty, na różne odległości i w różne miejsca. Oczywiście zmiana miejscówki to też oczywista opcja. Spławy wyraźnie pokazują gdzie jest ryba
Tu należy jednak napisać o zestawach. Zdecydowanie Metoda dawała ryby. Ale nie każdemu. Ryba nie lubi podchodzić pod brzeg jeżeli jest presja, i trzeba mieć zasięg (oczywiście są wyjątki, bo gdy nie ma nikogo obok, warto tak łowić). U mnie zastąpienie podajników 56 gramów (stracone w 'walce') wagą 70 gramów obniżyło wyraźnie skuteczność. Nie ma natomiast różnicy czy łowimy z torebkami PVA czy z zanętą według mnie. Bardziej znaczenie ma sprzęt i sposób łowienia. Trzeba się dobrze dopasować. W moim przypadku zdecydowanie przesadziłem z wielkością haków. Miałem sporo pustych brań, nie chciało mi się wiązać wielkości nr 8 lub 10 (używałem nr 6 i 4)
To co mnie dość dziwi, to wygoda wędkarzy. Standardem wydaje się łódka zanętowa. Zanikają umiejętności, zaczyna się łowienie w sposób trochę bezmyślny. 'Karpiarstwo' dla wielu sposób na uzbrojenie się w pewne 'wyposażenie podstawowe' jakim jest łódka, tripod, kije i kołowrotki o dużej pojemności szpuli, używanie pewnych gadżetów, samo podejście ryby i wnioski schodzą na dalszy plan. Dla mnie na ten przykład łódka zanętowa oprócz pewnych sytuacji (zasięg, dostępność - np gałęzie nad brzegiem) to recepta na mniejsze wyniki. Taki Piotr musi wzbudzać nie lada sensację
Łowi sobie cienkimi patyczkami a kosi jak rybak siecią
Jednak nie chodzi tylko o samą Metodę (tę też można wywozić), ale o jakieś wnioski, ilości nęconych rzeczy, wiara w kulki proteinowe i kopce kreta sypane z różnej maści ziaren, pasz czy pelletów. Zdecydowanie na łowisku Pod Borem wygrywa nie ilość, a jakość i taktyka. Szukanie ryb, kombinowanie z przynętami i ich kolorami (chodzi o szukanie czegoś co pasuje tego dnia rybom), częste zarzuty, to podstawa.
Łódka zanętowa wcale nie gwarantuje lepszych wyników. Często może je wręcz znacząco obniżyć!Co mnie dość dziwi to fakt, że w UK karpiarze korzystają jednak z łódek o wiele mądrzej niż wędkarze w Polsce. Wykorzystują maksymalnie ich zalety, rozumiejąc jak to przekuć na sukces, często zanim zasiądą, szukają ryb i decydują się gdzie rozbić namiot, są gotowi się przemieścić, nęcenie i zestawy dopasowane są do ryb. Bardzo ciężko jest być skuteczniejszym z zestawami gruntowymi jak Metoda. U nas łódka stała się gadżetem, poniekąd wyznacznikiem statusu i przynależności do tych co 'wożą'. Na dodatek dość fatalnie dobierają ilości nęconych kulek, pelletów i ziaren, jakby wychodząc z założenia, że im więcej tym lepiej, nie analizując kiedy to przynosi wręcz odwrotne skutki do oczekiwanych. Jeszcze bardziej przerażają mnie umiejętności i wiedza wędkujących. Kto wie, czy nie powstaje swojego rodzaju grupa 'niewolników łódek zanętowych', którzy bez 'wywózki' nie będą umieli niczego złowić, którzy uzależniają się od takiego sposobu łowienia. Obym się mylił
Bo przecież można by użyć łódki tylko do zanęcenia sobie miejsca, później tam dorzucać zestawami, nieprawdaż? Ale tak nie łowił tam chyba nikt...
Tak więc ja mogę podsumować swoje obserwacje w skrócie tak:
- hałas szkodzi i wyraźnie odstrasza rybę, powodując jej oddalanie. Łowiąc łódką na różnych odległościach, trudno o branie na linii 'krótszej'. Najlepiej jest łowić na jednej odległości, aby ryba mogła powracać do nęconego miejsca gdzie leżą zestawy,
- ryby jest na tyle dużo, że pojedynczy podajnik i jego plusk już może ją zwabić. To może działać o wiele lepiej niż na przykład nęcenie spombem i robienie dywanu zanętowego. Częste przerzucanie buduje daną miejscówkę, pomimo olbrzymich możliwości jaką maja tamtejsze ryby jeżeli chodzi o ilość pokarmu jaki mogą wchłonąć
- regularne zarzuty to podstawa, plusk lądującego podajnika ma dużą moc jeżeli chodzi o zwabianie ryby,
- dobrej jakości miks zanętowy czy pellety łowią bez różnicy raczej, ważniejsze jet dopasowanie się do ryb wielkością przynęt, i ich kolorem, wielkością haków, odpowiednie zatopienie żyłki lub sama konstrukcja zestawu,
- feedery to wcale nie gorsza broń niż karpiówki, często wręcz mają nad nimi przewagę, z racji łatwości z jaką się przerzuca zestaw, widzi obecność ryb, mając wskazania,
- nie trzeba wcale nęcić dużo. Ilość nęconego towaru nie przekłada się wcale na ilość łowionych ryb. Skuteczniejszym się wydaje używanie zanęt lub worków PVA, niż zestawów karpiowych z nęceniem kulkami. Ryba ma doskonały węch, a mielona drobno zanęta czy pellety 2 mm dają świetną woń, jakim nie dorównają kulki,
- bardzo dobrą taktyką jest szukanie miejsc odosobnionych. Im dalej od ciżby i presji wędkarzy, tym lepiej. Warto maszerować na drugą, znacznie przyjemniejszą stronę łowiska, niż stawiać na wygodę. Za każdym praktycznie razem lepsze wyniki mają ci co są na brzegu drugim.
A jakie są Wasze przemyślenia? Co sądzicie o łódkach zanętowych, czy też zauważacie jak często dają one o wiele gorsze wyniki niż po prostu feeder lub zestawy miotane ręką? Zachęcam do dyskusji!