Takie KOLOSY!
W zeszłym tygodniu gdy na drużynowym komunikatorze zastanawialiśmy się nad weekendowymi planami wędkarskimi padło jedno zdanie wypowiedziane przez Marcina: "pojechałbym gdzieś żeby naje...ekhm... nałowić dużych karpi"
Więc wybraliśmy Grodzisko, tym bardziej, że nasz znajomy Artur nie raz już nas tam zapraszał na wędkowanie. A, że w tych czasach już nigdzie nie jest daleko i odległości się "skurczyły" toteż pojechaliśmy!
W planie było to co oczywiste w tym miejscu - karpie na Method Feeder. Jednakże podczas naszego powolnego szykowania się na stanowiskach widzieliśmy wędkarzy na drugim brzegu bez spektakularnych wyników na odległościówkach. Obok nich siedzieli wędkarze łowiący tyczkami, ci mieli trochę lepsze wyniki jednakże one też nie porywały. A chwila moment - było coś porywającego - trąba powietrzna! Całe szczęście, że nie przyszła na nasz brzeg, bo widok fruwających tyczek i unoszących się siedzisk wędkarskich nad ziemią nie był miły. A takie cuda tam się działy! SZOK.
Marcin i Krzysztof Ścigacz przygotowali się na takie wędkowanie dość prosto. Krzysiek postawił na sprawdzony towar i przygotował Sonubaits Match Method Mix + Pro Green, natomiast Marcin wziął coś na grubasy - Match Method Mix + Chunky Fish. Obaj Panowie naszykowali sobie również karpiowy pellet Pro Feed, który już tradycyjnie dopalili Boosterem Wash Out. Do tego podstawowe kolory Waftersów, trochę twardego pelletu 6mm oraz 8mm i kukurydza.
Na początku w łowisko weszły mniejsze karpie, duże karachy oraz mniejszy 4kg jesiotr. Natomiast najlepsze wędkowanie zaczęło się po godzinie 14:00 gdy wielkie pełnołuskie smoki z Łowisko Karpiowe Grodzisko zgłodniały i zaczęły szukać pożywienia. Ależ to była jazda bez trzymanki... 🎣
Krzysiek przez cały dzień złowił około 12 - 13 karpi, które na jego stanowisku dawały mu mocno popalić gdyż pikowały pod nawisy na brzegu pod jego nogami. Musiał się trochę wysilić aby je bezpiecznie wyholować.
U Marcina natomiast zameldowały się w podbieraku 22 ryby (w tym 4 karasie). Ciekawe ile razem ważyły....?
"Nigdy, ale to nigdy nie dostałem tak popalić od ryb na feederze. Sam już nie wiem czy wędkowałem, czy może pracowałem gdzieś ciężko fizycznie cały dzień" - takim komentarzem skwitował tą niedzielę Marcin wsiadając do samochodu przed odjazdem.