Takich przypadków hipokryzji wpojonej znam sporo. Widać to dokladnie na przykładzie naszej Policji nieszczęsnej, której również z calego serca współczuję.
Jedzie facet w zabudowanym 110. Policja robi pomiar prędkości, obojętnie czym i w jaki sposób. Nagle okazuje się, że nie jest itotne, że facet pędził przez miasto jak szalony.
Ważne, że policjant jest bez czapki, ważny jest atest urządzenia pomiarowego. Co ciekawe, nagle facet, który jest tak tępy, że nie rozumie prostego przepisu ani nie rozróżnia znaków drogowych (co pewnie potrafiła by małpa albo dziecko z przedszkola) staje się prawnikiem i znawcą przepisów. On wie wszystko o atestach, o tym jak powinien być umundurowany policjant, jak powinien się przedstawić szanownemu panu, czy w ogóle może go kontrolować etc. Można powiedzieć błyszczy elokwencją i wiedzą prawniczą. Ale kurwa, ten sam koleś, jest tak tępy, że nie wie jak wygląda znak terenu zabudowanego czy ograniczenia prędkości, ani nie zna jednego, prostego przepisu. Nie zna, czy po prostu udaje głupa i jest skrajnym hipokrytą?
Lucjan słusznie napisał. Brak tutaj rozsądnej i obywatelskiej postawy. Dużo jeszcze czasu musi upłynąć, jak Polacy będą zaczynać jakąkolwiek analizę problemów od samych siebie.
Jak mnie jebnęli na ograniczeniu to powiedziałem krótko - moja wina. Proszę o łagodny wymiar kary. Bo mam kurwa godność i honor mężczyzny. A ten honor nie polega na tym, by rżnąć głupa i pierdolić o atestach na urządzenia pomiarowe. Honor polega na tym, że jak wiem, że zajebałem to kurwa mam w sobie jako facet tyle odpowiedzialności, żeby się do tego przyznać. A wszelkie próby zrzucania winy na innych tylko nie na siebie to dla mnie zachowanie totalnej cipy. I jak widzę takie filmiki bzdurne w sieci, głąbów wymądrzających się i zachowujących się gorzej jak baby to zaczynam mieć wątpliwości co do stanu psychicznego części naszego społeczeństwa. Kiedyś ludzie mieli godność i honor. Ale ta godność nie polega na unikaniu odpowiedzialności za wszelką cenę. Godnośc to nie jest zrzucanie winy na inną osobę. Ostatecznie, nie jest to próba wykręcenia się z naszego oczywistego blędu niczym szczur. Facet powinien mieć jaja. Jak trafię na Policjanta, czy w czasie wędkowania na strażników SSR, PSR (tak, ja też jestem kontrolowany i nie mówię nikomu, że jestem strażnikiem - mamy wręcz taki zakaz) to jak coś zapierdolę to gadam po męsku jak człowiek z człowiekiem. A jak ja kontroluję i trafiam na rozsądnego i rzeczowego gościa, który ze mną rozmawia również jak człowiek z człowiekiem to z każdym się dogadam. Ale jak widzę gościa, który zaczyna wywody i filozowie i próbuje udowodnić, że jest ważniejszy jak magi w zupie to od razu mam blokadę. I może niektórzy właśnie spotykają się z taką reakcją.
Raz na kontroli, podchodzę do jednego wędkarza, przedstawiam się i grzecznie proszę o dokumenty. W odpowiedzi słyszę: "Gdzie drugi?"Od razu wyczułem nastawienie. Kolega był jakieś 15 metrów odemnie, po prostu wolniej szedł. W związku z tym poczekałem aż dojdzie. Przedstawiłem się ponownie i ponownie poprosiłem o dokumenty. Okazało się, że Pan pomylił daty i wpisał "wczorajszą". Jaka szkoda. W normalnej sytuacji pewnie bym poprosił wędkarza o poprawienie jej na prawidłową i na tym by się skończyło. A tak, skoro jest tak przepisowy, sporządziłem zawiadomienie o wykroczeniu.
W innej sytuacji, facet, który łowił ryby i już się pakował, poszedł je do pobliskiego lasu wypatroszyć. Uciął im głowy. Przychodzę na kontrolę a tam nie ma wędkarza. Wędki pozostawione bez nadzoru. Czekam cierpliwie, wraca. W wiaderku ryby. Wędki jeszcze w wodzie, więc wędkowanie nie zakończone. I co teraz? Facet gada ze mną jak człowiek. W dokumentach wszystko okej. Mówi - sory panowie, zawaliłem. Widziałem, że rzeczywiście był już spakowany oprócz dwóch wędek. Upomnielismy go i na tym się skończyło. Co warte podkreślenia, na kontroli wcześniejszej ten sam wędkarz, najebany, zachowywał się co najmniej irytująco. Ale to nie było istotne. Istotne było to, że potrafił przyznać się do blędu, potrafił zachować się jak facet i normalnie pogadać. Nie szukał usprawiedliwienia, nie pierniczył o tym, że zamiast butów wojskowych i spodni "moro" mam japonki na nogach.
Dwa różne przypadki, dwa możliwe rozwiązania i zupełnie innej wagi problem. Wynik zależny od ludzkiego podejścia i odrobiny rozsądku.
Do jakiej hipokryzji dochodzimy analizując bzdurne śmieci. PZW to stowarzyszenie - czyli ludzie, którzy należą do niego, wspólnie powinni się opiekować i dbać o to, co jest wartością wspólną, wlasnością czy też dzierżawione przez PZW. Ja zbieram śmieci po innych wędkarzach. Dla Was, to już strasznie trudne. Ale jak Wam na ogródek żul wrzuci puszkę po piwie to ją sprzątniecie ze swojego placu. Wy, zamiast po prostu sprzątnąć - w trosce o środowisko, w trosce o siebie samego - bo kto lubi łowić w syfie - wolicie inne rozwiązania. Jak zwykle chcecie, by albo zrobił to ktoś inny albo ktoś inny ścigał tych, którzy to zrobili. Chcecie montować fotopułapki, kamery. Oczywiście, ktoś będzie to analizować, śledzić, zgrywać dane. Chcecie wyrzucać pieniądze związkowe na urządzonka, tworzyć kolejne problemy - postawienie znaków, angażować ludzi - obserwacja, analiza, szukanie winnych. Chcecie to wszystko, bo jesteście tak dumni, że ciężko Wam podnieść papierek. A rozwiązanie jest takie proste. Oczywiście, najprostszym było by, gdyby nikt nie śmiecił, wtedy w ogóle problemu by nie było. Ale niestety jest bo niektórzy są flejami i chamami. Trudno. Ale czy to oznacza, ze z powodu Waszego lenistwa trzeba uruchamiać sztab ludzi do śledzenia i kurwa prowadzenia dochodzeń, bo Wasza duma nie pozwala na sprzątnięcie za jakimś pajacem?
I mówię to z perspektywy zwykłego człowieka, który po prostu analizuje problem.
Czyli jak zwykle - inni, ale nie my. Bo my jesteśmy dumnymi wędkarzami. Dumni na pewno. Ale nie macie za grosz poczucia odpowiedzialności i w ogóle nie rozumiecie co to stowarzyszenie i na czym to polega.