INNE > Humor

Nasze zabawne zdarzenia znad wody...

(1/7) > >>

Luk:
Zdarzyło się to wczoraj, a może raczej dzisiaj w nocy... Jako, że mam teraz duże zlecenie i jestem strasznie zalatany i zajęty, znajomy zaproponował wyprawę na ryby w nocy. Miało padać, ale miejscówką miał być most na Tamizie, pod którym jest przytulnie i sucho. Po pracy spakowałem się i chodu nad wodę!

Ponieważ most to też spore ciemności, trzeba było cały czas używać lampki czołowej, widziałem o wiele gorzej niż pod gołym niebem. Miałem zrobione dwie kanapki, zawinięte jak to zwykle bywa w moim przypadku, w folię  almuminiową. Około 22 zjadłem pierwszą. O 2-3 w nocy zacząłem szukać drugiej. Wymacałem w kieszeni plecaka, wyjąłem. Zerknąłęm pobieżnie - coś salami było ciemne i przysuszone, ale pomyślałem, że to z powodu ciemności źle widzę. Kanapka była jakaś dziwna, suchawa, mimo, że dałem porcję humusu do niej. Ale co tam, człowiek głodny, to i nie wybrzydza...

Rano, o 7, zbierałem się i pakowałem, by na 8 byc w pracy, kiedy zobaczyłem, że na małym stoliku jest kanapka w folii, razem z jabłkiem i brzoskwinią, a więc zrobioną wczoraj! Zaraz, zaraz pomyślałem... To co ja zjadłem? :o I wtedy zajarzyłem, że ciemne salami i przysuszony chleb - był kanapką zrobioną 5 dni wcześniej, gdy byłem na rzece Wye ;D

O dziwo nie rozchorowałem się - ach te konserwanty! ;D

Druid:
W czasach gdy chodziło sie na ryby z jedną torbą w której było wszystko mialem też ciekawą przygodę. Siedzieliśmy z kolegą blisko siebie , zgłodniał więc wyjal z torby kanapkę i zaczął ją jeść wpatrując się caly czas w spławik. A ja patrzę - a tu mu spomiędzy kromek chleba wyłażą białe robaki !
Mowię mu - Bogdan, masz robaki w kanapce !
A on spokojnie rozchylił kromki, pstrykając palcami wywalił robaki i mówi - prawie tego boczku nie ruszyły. I jadł dalej

tomek-kun:
Nie wiem czy ta historia jest śmieszna dla każdego. Można powiedzieć że ucierpiało zwierzę, ale każdy któremu to opowiadałem śmiał się nie tyle ze skutku tego czynu, ale myślę że bardziej z tego jak to jest możliwe?. Więc przyjechałem na moje ulubione łowisko komercyjne (Przyznaje łowie też na komercji nie tylko na wodach PZW), był wczesny ranek i zacząłem rozstawiać sprzęt. Zająłem jedno z bardziej skrajnych stanowisk aby mieć dostęp do znajdującej się na środku nie wielkiej wyspy jak i móc rzucać pod obficie zarośnięty brzeg znajdujący się z prawej strony. Zacząłem łowienie a ryby dobrze z rana współpracowały. Rozpocząłem przygotowanie do kolejnego zarzutu i ulokowania zestawu pod brzegiem. Żyłka ustawiona na klipie więc rozpoczynam rzut. Wcześniej spostrzegłem przelatującą nisko pojedynczą kaczkę. Do głowy mi nie przyszło że mogę mieć takie "szczęście" i trafić ją w locie. To co działo się później to chyba nie muszę dokładnie opisywać. Kaczka rozpoczęła swój odjazd na wszystkie możliwe strony, a ja pierwszy raz doświadczyłem wędki nie wygiętej w stronę lustra wody. Wędkarze z zainteresowaniem zaglądali za moimi poczynaniami. Potem pytając z ciekawości "co to za rybę ciągnąłem". Po chwili żyłka została przeze mnie odcięta tak aby kaczka jak najmniej oczywiście ucierpiała. Haczyk był bez zadziorowy więc potem zaobserwowałem że zwierze się z niego uwolniło po kilku minutach zmagań. Chciałbym wyraźnie podkreślić iż nie uważam za zabawne tego iż kaczka została przeze mnie zraniona, ale bardziej tego jak ja to zrobiłem, że jedną przelatującą kaczkę trafiłem w locie. Wielu ludzi od tego momentu prosi mnie o szóstkę w totka. Jestem ciekaw czy ktoś z was miał podobną przygodę? Jako że jest wcześnie rano proszę o wyrozumiałość jeśli chodzi o mój z całą pewnością chaotyczny tekst :)

Ścigacz:
Z moich śmiesznych sytuacji nad wodą chyba najbardziej utkwiła mi w głowie przygoda z początków mojego powrotu do wędkarstwa jakieś 4 lata temu. Fakt ze jeszcze dobrze nie ogarniałem budowy zestawów to robiłem jak potrafiłem je i tak któregoś razu zawiązałem sobie przypon z dość dużym oczkiem na końcu. Może miało z 5 cm a nie chciało mi się juz od nowa wiązać go więc tak zostawiłem. Zarzuciłem zestaw i czekam na upragnione branie i jest. Fruuu zacinam i wyciągam plotkę, jedną, drugą aż tu nagle wyciągam dwie. Patrzę co jest grane a tu jedna na haczyku a druga wpłynęła w pętle od przyponu :) Chłopaki łowiacy z boku juz pompa ze mnie ze kłusuje i dwie ryby na raz ciągne po czym kolejne dwie plotki zlowiłem na oczko w przyponie a nie na haczyk :). Od tamtej pory juz umiem wiązać dobre przypony aby nie klusować z lassem w wodzie :)

tomek-kun:
Kilka dni temu udało mi się złapać mojego rekordowego karpia na metode. Tylko że nie byłem za bardzo do tego przygotowany. Miałem ze sobą na łowisku podbierak do leszczy i małych karpii. Wcześniej cały czas na tym łowisku łapałem karpiki maksymalnie do 45 cm. Rozstawiłem sprzęt wymieszałem zanętę z pelletami. Zrobiłem mix 50/50 którego nauczyłem się oglądając filmy pana Lucjana. Podnęciłem miejscówkę no i ulokowałem pierwszy zestaw. Zacząłem uzbrajać matchówke. Wygruntowałem sobie 2 miejscówki, a po chwili odjazd na metode. Zacinam po chwili walki jestem w stanie podebrać rybkę, jednocześnie widząc że może to być mój rekord. W chwili gdy zaczynałem ją podbierać moją głowę zaprzątały myśli czy podbierak aby na pewno wytrzyma.(wydawał dziwne dźwięki :D) Rybka podebrana łapie delikatnie za kosz i wtedy postanowiła że się nie podda. Rzuciła się kilka razy siatka podbieraka(Robinson) przerwała się a ryba wpadła z powrotem do wody. Co najlepsze nie spięła się tylko ponownie poszła w lekki odjazd. Jako że ryba przeszła przez podbierak nie bardzo mogłem manewrować. Podciągnąłem rybę pod sam brzeg trzymając w jednej wędce podbierak w drugiej wędzisko. Ściągnąłem jak najwięcej mogłem żyłki i próbowałem łobuza podebrać rękoma. Woda przy brzegu jest już dość głęboka, myślę że ma około metra. Po 15 minutach udało mi się ją wyciągnąć. Zrobiłem kilka szybkich fotek(jako że byłem sam nie wyszły najlepiej) zmierzyłem sztukę i szybko wypuściłem żeby po takiej"dziwnej" walce dłużej jej nie męczyć. Ryba wróciła w bardzo dobrej kondycji do wody. Karp miał 78 cm, tak więc poprawiłem swoją życiówkę. Oczywiście jako że ja zawsze o czymś zapomnę to nie wziąłem wagi i maty karpiowej. Podbierak zszyłem żyłką i wróciłem do łapania. (szkoda mi było wracać bo dzień zapowiadał się łownie i zaryzykowałem)Zwijając do domu inni wędkarze śmiali się i pytali dlaczego mam cały tyłek ze śluzu. Cóż do dziś nie wiem jak to się stało:D

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej