Poniższy felieton napisałem kilkanaście dni temu i umieściłem go na swoim blogu. Pierwotnie nie zrobiłem tego tutaj, ponieważ byłem przekonany, że jest to miejsce dla typowych opowiadań wędkarskich. Uznałem jednak, że jest to dobre miejsce również dla felietonów. Tematyka jest wiadoma, może jedynie podejście piszącego do zagadnienia odmienne. W takim razie przedstawiam swoje "przemyślenia". Jak zwykle "mrużę" oko, czytelników proszę o to samo.
Wędki i kobiety
Wędkarstwo to zło. Zło, które jest podejrzane, wrogie i owiane mgiełką dzikiej, wstrętnej tajemnicy. Kobiety bardzo źle znoszą połączenie wędki i wody, a szczególnie takie połączenie tych dwóch światów, które angażuje ich mężczyzn. Co tam angażuje - to wciąga, omamia, odrywa od opiekuńczej piersi. Ich oczy będą ciepło patrzyły na ciebie, gdy będziesz siedział nad katalogiem szwedzkiej firmy, która sprzedaje szafki w elementach, ale weź do ręki katalog także szwedzkiej firmy, dla odmiany produkującej kołowrotki:
- Będziesz znowu coś kupował? - ni to pyta, ni oskarża.
- Nie - odpowiadasz jak ostatni tchórz. - Tak tylko oglądam, bo Piotr kupił sobie takie ładne ABU - dodajesz i w tym momencie już wiesz, że jesteś ostatnią, kłamliwą łajzą.
- Piotra stać na takie rzeczy. Dużo zarabia, nie włóczy się jak ty, z tymi zasrańcami, obszarpańcami, w gumowcach po łąkach i bagnach - znawczyni ludzkich charakterów wyjaśnia.
- Ty nazywasz moich kolegów zasrańcami i obszarpańcami? - pytasz z udawanym oburzeniem, bo dobrze wiesz, że to są zasrańcy. O tym, że ich kochasz i jesteś nieodłączną częścią tego cyrku, zaświadcza tylko łzawe:
- Mam tylko ich...
- Masz mnie! - jej krzyk oznajmia, że nie będziesz miał cudzych bogów przed nią. W jednej chwili jesteś pozbawiony złudzeń, dostałeś emocjonalnym kijem w łeb. Siedzisz nad katalogiem z kołowrotkami, ale już z przetrąconym kręgosłupem.
Godzinami spacerujesz z nią po urokliwych uliczkach starego miasta. Wydaje się, że jej buciki delikatnie dotykają i liczą każdą kostkę brukową. Co chwilę spogląda czule w twoje oczy, przytula się, komentuje otoczenie, chichocze - cieszycie się sobą. Przechodzicie przed wystawą sklepu wędkarskiego... no, kurcze, połamie cię! Tak cię pociągnie, tak przyspieszy, że gubisz czapkę, którą zrobiła dla ciebie jej mamusia. Żebyś tylko przypadkiem czegoś nie wypatrzył przez szybę! Bestia wyszła z kotka.
Między serialami i odwiedzinami mamusi kombinuje: Pewnie ma tam jakąś zdzirę. Czuję to, mam przeczucie! Ci jego kumple nie lepsi. Ten rozwodnik pewnie najbardziej sprowadza go na złą drogę. Kto to widział zadawać się z takim kimś. Zasrańcy! Idę przejrzeć kieszenie tej jego kamizeleczki. Zaraz coś znajdę... ała! Zasrany haczyk! Zabiję go, w nocy... Cholerne ryby!
- Kiedy my ostatnio byliśmy razem w kinie? - dostajesz pomyjami po oczach. Milczysz.
- Kiedy ostatnio byliśmy u mamy na obiedzie? - pozostała porcja pomyj. Milczysz.
- Lewandowski ma czas dla rodziny! Gdzie ja miałam oczy! - resztki pomyj z samego dna. Milczysz.
- Kochanie, Lewandowski też wędkuje - przerywasz milczenie i ratujesz się chwytając brzytwy.
- Nie interesują mnie inni! On to taka sama fujara jak ty! Milcz!
Idziecie na przyjęcie. Spotykasz tam gościa, który nawet swoim widokiem wkurza cię. Typowy dupek, nie wędkuje. Ty rozpracowujesz frajera w pięć minut. Klient ma pojęcie o wędkowaniu jak ty o morderstwach na zlecenie. Nie chce się tobie z nim gadać, w przeciwieństwie do żonki. Ta zachwycona mięczakiem: ochy, achy, srele-morele. Żonka nudziarza nie lepsza od mężusia. Dodatkowo nie lubi wędkarzy. Impreza do bani.
- Pani mąż nie wędkuje? To niedobrze, powinna pani namówić męża do tego - nie wierzysz w to, co mówi twoja partnerka. Już chcesz dusić tę załganą małpę, ale ona kontynuuje:
- Mój mąż jest indywidualistą. Wędkuje od dawna, a ja uwielbiam to jego wspaniałe hobby. Ma fantastycznych, odpowiedzialnych kolegów, z którymi wyjeżdża na długie godziny, czasem na całe dnie. Pasja nie koliduje z jego pracą, potrafi zadbać o rodzinę. Umie zarobić na to, co ma, a ma tego sporo, oj sporo - całe szafy. Wszystko ze szwedzkich katalogów!
Ty prawie mdlejesz ze złości, ale kątem oka zauważasz przyjaciela, Marka. Żoneczka też go zauważa i mówi do towarzystwa:
- Proszę, jaka niespodzianka. To kolega mojego męża, też wędkarz. Zapewne przegadają całą noc, głuptasy - wyjaśnia. Ścisza głos i dodaje:
- Rozwodnik. Głupia żona go zostawiła. Cudowny człowiek - wzdycha.
- Cześć, zasrańcu! Kiedy jedziemy? - czule witasz kolegę.
Wędkujący facet rzadko dogada się z żoną (swoją). Są jednak szczęściarze na tym świecie, którzy dumnie zadzierają głowy i chwalą się, że są wybrańcami. Podobno jest kilku takich - tak głoszą legendy. Jak zmienić tę sytuację, jak poprawić statystyki? Czy nauczenie żony wędkowania to dobry pomysł? Beznadziejny, niestety. Popsujesz sobie relacje z kolegami. Nie warto. Żona nie pocieszy, tak jak koledzy, nie nałapie dla ciebie rosówek, nie kupi odpowiedniej żyłki, nie poda piątego piwa i nie powie - pij, mamy więcej. A co najważniejsze - nie posika się efektownie ze śmiechu, gdy wpadniesz po szyję do wody, czy obładowany sprzętem wywiniesz orła na krowim placku. Zasrańcy zrobią to lepiej.
Drogie Panie, prawdziwi wędkarze nie mają "tam" nikogo na boku, uwierzcie, proszę. Czasem, gdy pytacie: "Z kim ty miałbyś lepiej?", chcielibyśmy odpowiedzieć, że z Martą, ale tego nie mówimy, bo to byłaby nieprawda. Kochajcie nas, naszą pasję i tolerujcie naszych kolegów wędkarzy. Bezwarunkowo. To zbyt wiele?