Autor Wątek: Mazury  (Przeczytany 3412 razy)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Mazury
« dnia: 12.03.2016, 00:03 »
Siedzieliśmy na długim drewnianym pomoście  nad wielkim jeziorem tak wściekli że nawet nam się gadać nie chciało. Tyle wyrzeczeń, tyle kilometrów , tyle planów i marzeń  a tu rzeczywistość brutalnie pozbawiła nas nadziei. Błękit nieba, łagodna fala i krzyki mew, słońce wychodzące zza lasu na drugim brzegu i nasze martwe spławiki na wodzie. Wierzyliśmy głupio w to że przyjeżdżając tu z krainy gdzie na metr linii brzegowej przypada kilkunastu wędkarzy łowienie tu będzie jak bułka z masłem. Czuliśmy się dobrzy, bardzo dobrzy bo na naszych trudnych wodach łowiliśmy , ba – nawet zawody wygrywaliśmy. A tu woda, woda , woda , nieliczne łódki, niedzielni wędkarze na pomostach  - wszystko wskazywało że to mekka , że tylko rzucić wędką i po chwili będzie się łowiło bez końca. Tyle że nie braliśmy pod uwagę że ryb jest tutaj tak mało a wody tak dużo że prędzej by się znalazło igłę w stogu siana.
Mogliśmy posłuchać  Zdzicha który bardzo nas namawiał na ciągnięcie łodzi za autem ale gdy pomyślałem sobie jazdę słabym autem z przyczepą przez cały kraj to zrezygnowałem natychmiast. Zresztą – po co wozić drewno do lasu? Tam , w krainie tysiąca jezior na pewno bez problemu wypożyczymy łódź jaką tylko będziemy chcieli. Oj jacy byliśmy naiwni! Owszem – były łodzie ale z nastawieniem na turystów pływających godzinkę czy dwie w środku dnia ale gdy właściciel wypożyczalni usłyszał że chcemy łódź na tydzień to w głowie włączał mu się licznik banknotów i po chwili rzucał taką kwotą że moglibyśmy za nią mieszkać w kilkugwiazdkowym hotelu! No i jeszcze kaucję za łódź w takiej kwocie że najpierw byśmy tu musieli jakoś dorobić bo tyle kasy nie mieliśmy

Siedzieliśmy więc tu już prawie tydzień i łowili ukleje i krąpiki. Zrywaliśmy się o czwartej rano pełni nowej nadziei , jechali lub szli na wczoraj wypatrzone na mapie miejsca po czym okazywało że w każdym jest to samo czyli bezrybnie. Dobre sprawdzone zanęty, pachnące ziarna i ruchliwe robaczki i lipa. Postanowiliśmy więc zasięgnąć bardziej konkretnego języka udając zwykłych turystów chcących kupić ryby do zjedzenia. Gdy rybacka łódka z sieciami przypłynęła pod hangar rybaczówki wytrzeszczaliśmy gały co przywieźli i wtedy gdy już zobaczyliśmy rybacki połów mój kolega nie wytrzymał , powiedział słowo na K i że jutro się pakujemy do domu. Co było w łodzi rybaków? Otóż takie same krąpie jak te nasze , jeden średni leszczyk i szczupaczek ledwo wymiarowy
Szkoda . Taka ładna pogoda, dobre zakwaterowanie w wynajętym niedrogo domku kempingowym, lodówka pełna żarcia i robali a nic tu po nas, to nie jest wędkarska kraina

Wracając mijaliśmy dzikie wysypisko śmieci i nagle zauważyłem wysypaną wywrotkę piachu z którego sterczała dorodna kartoflana nać. Rzuciliśmy się do grzebania w piachu i po chwili wiaderko zanętowe było pełne pięknych młodych kartofelków o czerwonawej skórce. Nic tylko grzybów dozbierać  westchnął mój kolega rozmarzony – i wyżerkę mamy królewską . Chcieć – to móc ! Wzięliśmy wiaderko, po nożu i mapę, poszliśmy szukać grzybów. Las był mieszany, prześwietlony słońcem, pełen ptasich śpiewów, zapachu żywicy. Miejscami rosły kępy malin a na nich pełno owoców tak dojrzałych że wiele spadało na ziemię przy trąceniu ręką krzaka . Trochę za sucho na grzyby ale znaleźliśmy trochę kurek i może ze trzy prawdziwki. Zmęczyła nas ta droga przez las w ciężkich butach i zbyt ciepłym ubraniu, rozbieraliśmy się stopniowo aż do gołych torsów. Przysiedliśmy kilka minut na stercie okrąglaków i popatrzyliśmy na mapę.
 Nagle kolega pokazał mi na mapie mała niebieską plamkę której przedtem nie widzieliśmy. Co to może być ? Jakieś bagienko albo małe oczko wodne w głębi lasu. Kreski wkoło błękitnego oczka wskazywały że jest tam bagno. A co tam – chodźmy, sprawdzimy co tam jest, co mam szkodzi ? To tylko około dwóch kilometrów. Las łagodnie opadał w dół, stopniowo przybywało w nim sosen i świerków przez co robiło się coraz mroczniej i chłodniej. Ubraliśmy wymięte koszulki. Zadziwiała nas też zmiana w tym lesie, było tak cicho że nawet komara dało się usłyszeć z dość daleka. Ptaki jakby powymierały. Ściółka stopniowo zamieniała się w coraz większe połacie mchu. Po pokonaniu następnych metrów błoto zaczęło nam kląskać pod podeszwami . Jakoś tu straszno i ponuro – kolega tylko pokiwał głową rozglądając się po okolicy. Nagle ukazało nam się oczko. Okrąglutkie  jakby ktoś celowo je zrobił . Usiłując dojść do brzegu zorientowaliśmy się że stoimy na grubym korzuchu  mchów , wystarczyło lekko podskoczyć do góry a powstawała lekka falka na mchach i miało się takie samo wrażenie jak na łóżku wodnym. Cholera – woda jest pod nami, musimy uważać bo im bliżej brzegu tym warstwa mchu będzie cieńsza i można się skąpać. W tym momencie zatoczyłem się lekko w bok i żeby się nie wywalić w bagno złapałem za wątłą brzózkę która  prawie nie miała korzeni – rosła w samym mchu. No ładnie – można drzewka wyrywać jedną ręką !
 Nie dało się dojść do samej linii brzegowej, co najwyżej cztery metry od niej a dalej wpadaliśmy nogami prawie do kolan . Jeziorko nie było duże, średnica to ledwo sto pięćdziesiąt metrów, może nawet mniej. W strefie przybrzeżnej miejscami rosły białe grzybienie , kwitły jeszcze gdzieniegdzie. Wyglądało to wszystko bajecznie . W dodatku nie było widać żadnych śladów po wędkarzach, żadnych prowizorycznych kładek, śmieci – nic. Nasze myśli były tylko jedne – czy są tam jakieś godne ryby i po chwili zobaczyliśmy z boku jak jakiś większy drapieżnik pogonił  stadko narybku. Bardzo zależało nam by jakoś dojść bliżej wody więc cofnęliśmy się i powyrywaliśmy kilkadziesiąt skarlałych brzózek i olch z których skonstruowaliśmy na szybko taką niby matę na której można było stać bez obawy o kąpiel w bagnie. Niestety do wody i tak brakowało więcej niż trzy metry .
Wyjąłem z kieszeni  dwudziestogroszówkę , wypolerowałem ją szybko o spodnie i rzuciłem w wodę tak by było widać jak opada. Opadała długo zanim straciliśmy ją z oczu – najpierw była srebrna, potem złota , miedziana i dopiero znikła . Kolega aż zagwizdał z podziwu – cholera , jak tu głębina! No i okazało się przy okazji że czerń tej wody nie wynikała z jej zabrudzenia lecz z wielkiej głębokości.

Wstaliśmy jeszcze po ciemku, czekał nas pięciokilometrowy marsz z dociążeniem w postaci potrzebnego sprzętu. Nawet nie pamiętam drogi przez las i już byliśmy nad jeziorkiem nazwanym przez nas Czarnym Oczkiem. Rozłożyliśmy po jednej wędce, bolonce bo długość pozwalała wysunąć kij nad wodę . Do trzymetrowej sztycy podbieraka musieliśmy dowiązać drutem kawał brzozowej gałęzi bo była za krótka. Gruntowanie upewniło nas że jest bardzo głęboko, pięć metrów prawie zaraz na krawędzi mchów. Dalej gruntomierz spadał jak w studnię bez dna , licząc obroty kołowrotka było może między 15 a 20 metrów. Założyłem na haczyk dwa białe robaki a kolega wijącego się pięknie gnojaka i od razu po rzucie każdy z nas miał branie z opadu – i wyjęliśmy sprawnie identycznej wielkości okonki , niestety maluchy mające może z 12 centymetrów. Były przepięknie ciemno wybarwione, prawie czarne z karminowymi płetwami. Co rzut sytuacja powtarzała się, ani raz nasze zestawy nie doleciały do dna a już pasiaczek szarpał żyłką. Bliżej, dalej, przy samym mchu, między liśćmi grzybieni – okonik, okonik, okonik. Do licha – jak się ich pozbyć ? Każdy z nas kombinował inaczej. Kolega zmienił haczyk na większy i zakładał po trzy gnojaki wybierając co większe – a ja sięgnąłem po słoik z barwionym na żółto pęczakiem. W tym momencie skapnąłem się że w kempingu została torba z zanętami. Trudno – sypnę samym pęczakiem i zobaczymy. Kolega dalej kombinował uparcie z robakami i klął cicho pod nosem bo okoniki nie dawały mu spokoju. Rzuciłem miedzy rzadkie liście grzybienia i sypnąłem garść pęczaku. Pięć minut, dziesięć , piętnaście – spławik stoi i ani drgnie. Grunt tak ustawiony że śrucina sygnalizacyjna leży na dnie, gdyby był za mały spławik by zatonął. Wyjąłem – wszystko dobrze, dwa ziarenka pęczaku pięknie się złocą na haczyku. Kolejny rzut i w chwilę po nim coś zaczyna skubać, spławik przynurza się skacząc , nagle cały zatonął – zacinam lekko spodziewając się płoteczki i w tym momencie kij wygina się powoli ale stanowczo w dół i pyyyk
Nie ma przyponu. Cholera – co to było? Opór był bardzo konkretny! E tam – pewnie zaczepiłeś płotką o łodygę nenufaru i wielkie mecyje ! Ale ja czułem żywy opór a nie zaczep! No to nie wiem – powiedział trochę znudzony tym łowieniem kolega . Nowy przypon, garstka pęczaku, rzut – i po pięciu minutach sytuacja powtarza się w dokładnie ten sam sposób !
Teraz już kolega uwierzył w branie, dobrze widział jak ryba gięła mój kij a ja go tylko posłusznie trzymałem. Karpie? Tutaj? Do licha – skąd ? Może ktoś kiedyś wpuścił i tak porosły? A może lechole po cztery kilo albo i więcej ? To bardziej prawdopodobne – choć w życiu żaden leszcz którego złowiłem takiego oporu nie czynił. Ale – może ja o wiele mniejsze dotąd łowiłem ?
No cóż – zmienię przypon z dziesiątki na czternastkę i zobaczymy ! Pół godziny i nic, ani skubnięcia. Kolega też zmienił przypon na inny z małym złotym haczykiem i rzucił może ze trzy metry obok mojego. Za moment jego spławik zakręcił drżąc kółko i zanurkował powoli pod wodę – zacięcie i walka na cztery fajerki ! Powolne ósemki , wiry na powierzchni – i nagle prosto w brzeg, wręcz czuliśmy jak ryba pływa pod nami, pod naszymi nogami a nic nie mogliśmy zrobić no i nagle pstryk – i haczyka nie ma ! Jaki miałeś  przypon? Dziesiątkę! No tak, czyli to samo co ja. No a moja czternastka jak zaklęta . Przerzuciłem kilka razy i dalej nic. A tam – raz kozie śmierć! Zmieniam z powrotem  na dziesiątkę ! Kwadrans i kolejny przypon u mnie zerwany….

W tym dniu zerwaliśmy sześć przyponów i …..dalej nie wiedzieliśmy jakie nam ryby biorą . Potem słonce wychyliło zza koron drzew swą wielką uśmiechniętą tarczę i już było po wszystkim. Odchodząc wsypałem w to miejsce cały pęczak jaki miałem

Do końca dnia nie było rozmów o niczym innym tylko o tej mazurskiej porażce. Do diabła – co to było? Jakie to było wielkie? No i oczywiście strategia na następne dni – co zrobić żeby TO złowić . Już wiemy jedno – bierze na pęczak. A może na kukurydzę lepiej by brało ? Jutro weźmiemy to i to . No i zanęty ! A może lepiej nie? Może zanęta je wystraszy albo nasyci? Po co je nęcić skoro ONE tam są i żrą ?

Następny ranek był zupełnie inny, mżył drobny deszcz i po wczorajszym upale nad całym oczkiem stał nieruchomo słup mgły, tak jakby jakaś zmęczona biała chmura postanowiła położyć się bokiem na bagnie. Ledwo widzieliśmy nasze spławiki i trzęśliśmy się z zimna trochę zaskoczeni – ostatecznie to dopiero początek sierpnia . Od samego początku mieliśmy przypony dwunastki , jedna wędka z kukurydzą, druga z pęczakiem. Kompletnie nic. Po trzech godzinach bez brania zmieniłem w desperacji przypon na dziesiątkę – i za chwilę spławik zaczął wolno sunąć po wodzie , krótko z wyczuciem zaciąłem nadgarstkiem i odjazd! To COŚ ścięło dwie łodyżki grzybieni i uparcie parło w dno, pozwalałem rybie na to bojąc się że znowu zerwę . Po chwili stop. Kilka szarpnięć i wyjmuję czarny kij z wbitym haczykiem……

Idąc przed kolejnym świtem przez las zorientowałem się że zostały nam tylko trzy poranki i koniec, trzeba wracać do domu. O leśne i bagienne bóstwa ! Sprawcie byśmy w końcu choć zobaczyli co to za ryby kpią sobie z nas ! Tym razem było jeszcze gorzej – dwie ryby wzięły nam  w tej samej chwili i tak zgrabnie splątały nam żyłki że długo się z nimi męczyliśmy, oczywiście oba przypony były zerwane….

Kolejny ranek był jak ten pierwszy nad bagnem , zapowiadał się piękny letni dzień. Wszystko włącznie z naszymi wędkami i żyłkami było pokryte kropelkami rosy. Siedzieliśmy bez ruchu i bez słowa czekając  i zastanawiając jak postępować z rybą po braniu. Pomyślałem że może chcę za szybko wygrać walkę , tym razem zatnę dopiero gdy całkiem spławik zniknie i ryba zacznie wybierać luz żyłki. Tak też zrobiłem . Po zacięciu trzymałem kij w palcach , hamulec walki był odpuszczony znacznie poniżej wytrzymałości żyłki. Ryba wybrała może z pięć metrów i zawracała powoli wpływając pod kożuch mchów . Wstałem bezgłośnie i trzymałem kij z wyczuciem, nie protestowałem podciąganiem. Po kwadransie przeciągania liny kolega zdecydował że trzeba chwycić za gałąź będącą dopalaczem sztycy podbieraka , widocznie uznał że tym razem wygramy ten bój . Grunt miałem nastawiony na jakieś niecałe 5 metrów , metr od haczyka w górę była ostatnia śrucina a ja jej cięgle nie widziałem. Modliłem się by tym razem zestaw wytrzymał. Ryba jakby lekko się poddawała czyli już nie parła mocno do dna ani nie zwiewała pod brzeg, kręciła tylko koła i ósemki, powoli, majestatycznie. Pokaż się bestio , pokaż coś ty za jedna ! Kolega wypchnął obręcz podbieraka jak tylko mógł najdalej, w pozycji czapli trzymał cierpliwie za dolnik. Jest śrucina! Oby teraz czegoś nie spieszyć ! Wiry na wodzie zrobiły się wyraźniejsze, można było wypatrzeć zawirowania robione sporym ogonem. Wreszcie zobaczyłem czarnozielone cielsko i nogi się pode mną ugięły – toż to rekord Polski jak byk ! Ryba jakby w letargu sama wpłynęła w czeluść podbieraka ale gdy dotknęła siatki opamiętała się i szarpnęła mocnym susem całego ciała w dół , całe szczęście kolega mocno trzymał konar i wyślizgiem  wciągnął siatkę z rybą na mchy. Tej wielkości lina widziałem pierwszy raz w życiu…..

Następnego poranka kolega wyjął dwa identycznej wielkości  po równie ciężkiej walce. Wszystkie ryby odzyskały wolność. Nie zgłosiliśmy rekordu choć każda z ryb miała 62 cm.
Ciągnie nas by tam jeszcze pojechać ale mija rok za rokiem i ciągle jakoś tak się składa że nie mamy jak. Może już nie istnieje Czarne Oczko , może mech zarósł cała powierzchnię wody do końca…..
Pozdrawiam - Gienek

Offline kop3k

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 3 488
  • Reputacja: 320
  • Płeć: Mężczyzna
  • Amat Victoria Curam
    • Galeria
  • Lokalizacja: UK London
  • Ulubione metody: gruntówka + sygnalizator
Odp: Mazury
« Odpowiedź #1 dnia: 12.03.2016, 05:08 »
Kozacko :thumbup:

Offline Pikuś

  • Użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 85
  • Reputacja: 3
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Szczecin
  • Ulubione metody: spinning
Odp: Mazury
« Odpowiedź #2 dnia: 12.03.2016, 05:53 »
Aż mi ciary po plecach przeszły. Dobre :thumbup:
Artur

Offline maniek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 439
  • Reputacja: 56
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: PD. WALIA - UK
Odp: Mazury
« Odpowiedź #3 dnia: 12.03.2016, 06:39 »
Super opowieść Gienek, fajnie czytało się przy porannej kawie. Wiesz, że jeszcze sa takie oczka w mazurskich lasach, ale niestety kłusole się o tym dowiedzieli i nawet wode z nich wypili.

Offline Syborg

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 10 021
  • Reputacja: 980
  • Płeć: Mężczyzna
  • Ulubione metody: spinning
Odp: Mazury
« Odpowiedź #4 dnia: 12.03.2016, 06:54 »
Gienek, pod koniec opowiadania byłem tak podekscytowany, że chciałem krzyknąć coś takiego: "No wychodź! Pokazuj się bestio! Teraz już nie uciekniesz!". Normalnie jak na "Szczękach" Spielberga wyświetlanych w niewielkim kinie.
Kapitalna przygoda, jak z najskrytszych wędkarskich marzeń. Bardzo mi się podobało, bardzo. Potrafisz budować nastrojowe klimaty. Tworzysz piękne opisy, subtelnie budujesz nastrój, niespiesznie prowadzisz czytelnika za sobą. Klasa.

Brawo :bravo: :thumbup:
Jacek

Offline zbyszek321

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 5 911
  • Reputacja: 186
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Drawsko Pomorskie
  • Ulubione metody: feeder
Odp: Mazury
« Odpowiedź #5 dnia: 12.03.2016, 06:56 »
Gieniu jak zwykle w formie :bravo:. Napięcie jak u Hickoka :bravo: :thumbup:
Zbyszek

Offline Piotrek

  • Nowy użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 21
  • Reputacja: 1
Odp: Mazury
« Odpowiedź #6 dnia: 12.03.2016, 09:27 »
Ja jestem z Suwalk, niedaleko mamy Wigierski Park Narodowy w lasach ktorego jest sporo takich malutkich zbiornikow. Kiedys w jednym z takich lowilismy wlasnie okonie i szczupaczki :)

Offline Druid

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 740
  • Reputacja: 418
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
  • Lokalizacja: Knurów, Górny Śląsk
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Mazury
« Odpowiedź #7 dnia: 12.03.2016, 18:28 »
Dziękuję za miłe komentarze :)
Pozdrawiam - Gienek

Offline maciek_krk

  • ⚡⚡⚡⚡⚡
  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 7 434
  • Reputacja: 519
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: TG/KRK
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Mazury
« Odpowiedź #8 dnia: 12.03.2016, 19:32 »
Gieniu dobrze się czytało. Opowiadanie, kawka... pełen relaks. Racz nas częściej takimi historiami ;)
Pozdrawiam,
Maciek

Offline gregorio

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 693
  • Reputacja: 148
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Kołobrzeg
Odp: Mazury
« Odpowiedź #9 dnia: 12.03.2016, 19:54 »
Gieniu, dawno nie było twoich opowieści ale widać powracasz , super :bravo:
Grzegorz > Kołobrzeg

Offline Mateo

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 832
  • Reputacja: 976
  • Płeć: Mężczyzna
    • Galeria
    • Spławik i Grunt
  • Lokalizacja: Śląsk
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: Mazury
« Odpowiedź #10 dnia: 12.03.2016, 23:50 »
Gienku, Dzięki za super opowiadanie!
Fajnie było poczytać :) :thumbup:
Pozdrawiam
Mateusz

Offline katmay

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 8 295
  • Reputacja: 562
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łowicz
  • Ulubione metody: waggler i feeder
Odp: Mazury
« Odpowiedź #11 dnia: 13.03.2016, 00:51 »
Jak zwykle mistrzostwo świata :)
Dziękuję

Wysłane z mojego ASUS Transformer Pad TF300T przy użyciu Tapatalka

Marcin

Offline maciej1970

  • Aktywny użytkownik
  • ***
  • Wiadomości: 126
  • Reputacja: 5
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Iława
Odp: Mazury
« Odpowiedź #12 dnia: 13.03.2016, 06:55 »
Gieniu, mega super opowieść. Mazury, temat rzeka, wiem coś na ten temat. Szkoda tylko, że to niestety brutalna prawda o bezrybiu, jakie panuje w większości na mazurskich jeziorach. Może kiedyś znów wrócą te fajne czasy.

Offline Luk

  • Administrator
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 22 698
  • Reputacja: 1982
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wędkarstwo rządzi!
  • Lokalizacja: Newark
Odp: Mazury
« Odpowiedź #13 dnia: 13.03.2016, 07:07 »
Gienek, świetne opowiadanie wędkarskie, :bravo:  Pełne emocji! Super! :thumbup:
Lucjan

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 32 518
  • Reputacja: 1977
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: Mazury
« Odpowiedź #14 dnia: 13.03.2016, 08:32 »
Dobre opowiadanie, Gieniu. Pamiętam swoje wakacje 20 lat temu w Augustowie. Oj, jak ja się szykowałem... Jechałem z wujkami, miałem mało miejsca, ale cały swój dobytek wędkarski spakowałem. Będzie się działo... A potem wizyta nad jeziorem i szok. Miejscowe dziadki łowią płoteczki po 10 cm i tyle ;( Wszystko sieciami wyczyszczone do łysa.
Krwawy Michał

Purple Life Matters